Duchowe versus materialne

15.03.2018 r.

W tym wpisie ponownie wrócimy do kwestii poznania świata, w związku z czym muszę na wstępie poczynić pewną dygresję. Kłamstwem niektórych nieświadomych ateistów oraz agnostyków jest to, że chrześcijaństwo „hamuje” progres naukowy. Prawdą jest, że niektóre odłamy chrześcijaństwa, ‑ na przykład takie, jak amisze (protestancka wspólnota mennonitów) – świadomie ograniczają wpływ zdobyczy współczesnej cywilizacji na swoje życie; co więcej, nawet unikają wykształcenia wyższego (amisze kończą swoją edukację po ósmej klasie). Jednak te wyjątki nie mają niczego wspólnego z pozycją chrześcijaństwa jako całości. Wystarczy w tym miejscu przypomnieć nieświadomym krytykom, że po upadku Imperium Rzymskiego właśnie chrześcijaństwo, począwszy od średniowiecza, odbudowywało naukę w Europie. Pierwsze tak zwane monasterskie (od VI w.) oraz katedralne (od IX w.) szkoły, w których nauczano takie przedmioty jak gramatyka, retoryka, dialektyka, arytmetyka, geometria, astronomia oraz muzyka – były prowadzone przez osoby z chrześcijańskim wykształceniem teologicznym. To absolwenci właśnie tych szkół później stanowiły fundament do tworzenia pierwszych uniwersytetów (w Bolonii, Paryżu, Oksfordzie oraz Cambridge), w których z kolei dominowały takie dyscypliny naukowe jak prawo, sztuka, medycyna oraz teologia. Lista tak zwanych studium generale przed dłuższy czas była prowadzona wyłącznie przez Watykan i kilkoro Papieży w swym czasie napisało szereg bulli, które reglamentowały rozwój wykształcenia wyższego w Europie, na przykład w zakresie wzajemnego zaliczenia wyników egzaminów. Pierwszym z nakazów Boga do człowieka w Biblii jest „Płodni bądźcie i mnóżcie się; napełniajcie ziemię i ujarzmiajcie ją. Władajcie rybami morza i ptactwem nieba, i wszelkim zwierzęciem, ruszającym się na ziemi.” (Rdz 1,28). Ujarzmianie ziemi oraz władanie ciężko sobie wyobrazić bez wykorzystania rozumu, a więc i nauki. Pascal, Pasteur, Joule, Newton – oto kilka przykładów nazwisk wybitnych naukowców, którzy w przeciągu całego życia pozostawali wierzącymi chrześcijanami. Druk książek rozpoczęty w Europie Zachodniej przez Gutenberga na samym początku był wykorzystywany przede wszystkim do celów religijnych. Pierwsze profesjonalne zakłady opieki medycznej były tworzone na kontynencie europejskim przy kościołach oraz zgromadzeniach zakonnych. Chrześcijaństwo inspirowało rozwój architektury oraz mechaniki, optyki, farmakologii. Św. Papież Jan Paweł II pisał: „Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy” – właśnie to zdanie należy rozpatrywać jako krótkie podsumowanie w zakresie poglądu samych chrześcijan na temat wiary i nauki. Innymi słowy, z punktu widzenia chrześcijaństwa, nauka w żadnej mierze nie jest wrogiem wiary i na odwrót. Tak zwana teza konfliktu, zgodnie z którą istnieje wewnętrzna sprzeczność nie do pogodzenia pomiędzy nauką i religią, głównie opiera się na dwóch epizodach historycznych: procesie Galileusza (jako przykład jakoby zaprzeczenia przez kościół ewidentnego postępu nauki) oraz dyskusji na temat teorii ewolucji Darwina pomiędzy Thomasem Henry Huxley (zwanego również buldogiem Darwina poprzez jego wojowniczą pozycję w zakresie obrony Darwinizmu) z jednej strony oraz Samuelem Wilberforcem, jako biskupa kościoła Anglikańskiego – z drugiej strony. Obydwa wydarzenia odbiły się szerokim echem w świadomości publicznej i pozostają głównymi argumentami ateistów oraz agnostyków w dyskusji na temat rzekomego zwalczania przez Kościół szeroko pojętego „wolnomyślicielstwa”. Jednak wyżej wspomniane błędy Kościoła – za które, zresztą, Kościół w osobie Papieża Jana Pawła II przeprosił – nie mogą służyć jako dowód na zaprzeczenie całego wkładu, który Kościół poczynił w sprawie rozwoju myśli naukowej w Europie. Do kwestii błędów w rozumieniu chrześcijaństwa (i błędów ogółem) jeszcze dojdziemy w następnych wpisach na blogu.

Analizując wyżej przytoczony cytat św. Jana Pawła II, można zauważyć, że chrześcijanie patrzą na człowieka jako na istotę duchową. Ten dodatkowy wymiar duchowości jest jednak zaprzeczany prze ateistów oraz większość agnostyków. Jednym z argumentów, który bardzo często przytaczają ateiści i agnostycy, jest twierdzenie o nieistnieniu Boga i ducha z tego powodu, że ich istnienie nie sposób udowodnić przy pomocy metod „naukowych”. Równocześnie domniemuje się, że metodami, które miałyby sprawdzić poprawność tezy o istnieniu Boga i ducha są metody nauk ścisłych (matematyka, fizyka, chemia, biologia itp.). Takie podejście przy bliższej analizie nie wytrzymuje jednak krytyki, gdyż opiera się na założeniu, że na świecie nie istnieje nic, co nie dałoby się sprawdzić przy pomocy nauk ścisłych. Przy tym zwolennicy takiego argumentu jakiekolwiek inne nauki za takowe nie uważają. Najlepiej tę sprzeczność pokazać na przykładzie książki na temat teologiczny. Kiedy taką książkę do rąk weźmie fizyk, on przede wszystkim będzie w stanie powiedzieć, że jest to przedmiot o określonej masie, o wymiarach kilkunastu centymetrów wszerz i trochę więcej centymetrów wzdłuż, z cienkimi, elastycznymi kartkami z jednolitego materiału, częściowo pokrytymi warstwą farby, która bardzo dobrze pochłania promieniowanie świetlne o widzialnej długości fali (gdyż ma czarny kolor). Chemik doda do tego opisu kilka słów na temat struktury celulozy, z której wyprodukowano osobne kartki, formuły chemicznej składowych pigmentu, który był wykorzystany przy drukowaniu tej książki oraz kleju, którym posłużono się do celów połączenia arkuszy z okładką. Biolog poza tym doda, że książka jest produktem wyższej działalności rozumnej rodzaju homo sapiens, a działalność rozumna nie jest niczym innym jak produktem ubocznym ewolucji, która pozwala ludziom (jako gatunkowi biologicznemu) prowadzić pomyślną walkę o przetrwanie w naszym świecie. Każdy z przedstawicieli nauki będzie rozpatrywał kwestię książki teologicznej ze swojego wąskiego punktu widzenia i jeśli będzie wykorzystywać takie lub podobne do wyżej opisanych argumenty – tak naprawdę nawet w przybliżeniu nie zbliży się do istoty tego, czym jest owa książka, nie mówiąc już o jakimkolwiek rozumieniu jej treści. Próba rozumienia wszystkiego przy pomocy redukcjonizmu nie działa w przypadku procesu myślenia (rozumienia, świadomości) tak samo, jak próba opisu znaczenia zdania nie jest możliwa przy pomocy opisu liter, z których składają się słowa w tym zdaniu. Co więcej, naukowy redukcjonizm nawet z punktu widzenia nauk ścisłych nie zawsze działa: przykładowo, w fizyce kwantowej na najbardziej elementarnym poziomie materii w zasadzie nie istnieje żadnej różnicy pomiędzy obiektem badania a naukowcem, który go bada. Z takiego punktu widzenia można by nawet powiedzieć, że cała nasza działalność rozumowa jest jedną wielką iluzją, a więc i nasze istnienie (włącznie z myśleniem) – jest tylko jakimś nieistniejącym w rzeczywistości zjawiskiem.

Odrzucając absurdalność takiej filozofii, należy zauważyć, że każdy człowiek osiąga w trakcie rozwoju własnego życia moment, kiedy zastanawia się nad sensem swojego życia – i to jest fakt, z którym nawet najbardziej zacięci przedstawiciele ateistów się nie sprzeczają. Co więcej, wszyscy myślimy, a nasze myśli są niezależnymi wydarzeniami, nad którymi warto się zastanowić. Jeśli bylibyśmy tylko przypadkowo uporządkowanymi skupiskami energii o wysokości (średnio) 70 miliardów atomów, których zasadniczymi celami są rozmnożenie, transfer swojego DNA oraz podbój zarówno żywej jak i martwej otaczającej materii w celu swojej replikacji – po co nam samoświadomość? We Wszechświecie, gdzie wszystko podporządkowuje się prawom zachowania energii, taki atrybut wydaje się być absolutnie niepotrzebną rozrzutnością. Co więcej, nawet samo pojęcie życia wydaje się tym prawom zaprzeczać.

Zwolennicy redukcjonizmu naukowego stanem na dzień dzisiejszy wskazują przede wszystkim na teorię abiogenezy (samorództwa), zgodnie z którą seria przypadkowych reakcji chemicznych w pierwotnym oceanie naszej planety doprowadziła do utworzenia związków organicznych, które później sformułowały makromolekuły, które następnie zaczęły tworzyć jeszcze bardziej skomplikowane struktury oraz ostatecznie same zaczęły się grupować oraz replikować. Chociaż hipotezy naukowe w tym zakresie pozostają do dziś tylko hipotezami, duża ilość różnych dowodów oraz eksperymentów w świetle aktualnego stanu wiedzy zdaje się potwierdzać dosyć duży poziom prawdopodobieństwa tych hipotez. Jednak redukcjonizm nie daje odpowiedzi na pytanie o to, skąd w ogóle się wzięła abiogeneza jako taka. W świetle tego, co już znamy na temat Wszechświata, przypuszczenie, że abiogeneza jest typową tylko dla planety Ziemia jako skutek jakiegoś niewiarygodnego oraz unikatowego zbiegu okoliczności – wydaje się z kolei być mało prawdopodobnym. Skoro materia ma taką właściwość, że przy pewnych okolicznościach ona może tworzyć życie jako przeciwwagę do związków nieorganicznych, to prawdopodobnie ta właściwość jest taką samą w jakimkolwiek punkcie Wszechświata. Przypuszczenie, że tylko na Ziemi ta właściwość materii mogła siebie objawić w znany nam sposób – jest dosyć naiwnym, żeby nie powiedzieć zarozumiałym. Nie chcę przez to powiedzieć, że we Wszechświecie na pewno istnieje inne życie – tego też nie wiemy i takie stwierdzenie też należy uznać jako zarozumiałe w świetle aktualnego stanu wiedzy. „Czyż jest życie na Marsie? Czy nie ma życia na Marsie? Dla nauki to jest tajemnicą. Nauka póki co nie jest „w temacie”” – jak mówił znany komediant w słynnej radzieckiej komedii „Noc karnawałowa”. Jednak to, że materia ma taką właściwość, która przejawiła się chociażby raz – tu i teraz – na planecie Ziemia – jest oczywistością. Skąd ta właściwość się wzięła? I dlaczego jej przejawem musi być życie, które jest w stanie to pytanie zadać?

Kluczowym słowem, które ma znaczenie dla rozumienia tego, co mam na myśli, jest pytajnik „dlaczego?”, jako przeciwwaga do pytajnika „jak?”. Proszę zwrócić szczególną uwagę na różnicę między tymi pytanjnikami. Pytanie „jak?” dotyczy tylko przyczyny i skutku z odpowiednim opisem okoliczności. Pytanie „dlaczego?” jest głębsze w swojej postaci i dotyczy przede wszystkim celu działania, tak więc to pytanie jest ukierunkowane od początku. Można powiedzieć, że pytanie „jak?” dotyczy opisu trasy w celu dojazdu z punktu „A” do punktu „B” (jedź prosto przez dwa kilometry, skręć w lewo, kontynuuj do ronda, skręć na drugim zjeździe itd.). Pytanie „dlaczego” dotyczy celu naszej podróży (odwiedziny rodziny, którą bardzo kocham). Należy pamiętać, że naukowy redukcjonizm kieruje się wyłącznie pytaniem „jak?”. Na przykład, schemat opisu tego, jak powstało wysoce rozwinięte życie na Ziemi może wyglądać właśnie tak: Wielki Wybuch wprowadził w ruch materię we Wszechświecie, która wskutek oddziaływania siły grawitacji zaczęła tworzyć gwiazdy, które w procesie syntezy jądrowej wodoru i jego przekształcenia w hel przy okazji tworzyły i wyrzucały w przestrzeń cięższe związki chemiczne, które z kolei ponownie w wyniku oddziaływania grawitacji ukształtowały planety skaliste, na których pod warunkiem spełnienia szeregu okoliczności (zgodnie z teorią abiogenezy) tworzy się życie, które pod wpływem prawa ewolucji organizowało się w coraz bardziej skomplikowane formy, z których ostatecznie wykształcił się specyficzny gatunek rozumny. Na pytania o to, jak doszło do Wielkiego Wybuchu albo jakimi dokładnie prawami rządzi się abiogeneza, redukcjoniści odpowiadają, że „nauka tego jeszcze nie wie, ale kiedyś się dowie”. Jednak jeśli ich spytać: „dlaczego zaistniał Wielki Wybuch i dlaczego we Wszechświecie powstaje życie?” oni najpierw się zdziwią, a potem znowu zaczną swoje wyjaśnienie od początku, tak niby pytanie „dlaczego?” jest takie samo co do znaczenia jak i pytanie „jak?”. Jednak pytanie „dlaczego?” dotyczy celu powstania Wszechświata i bądźmy ze sobą do końca szczerzy – stanem na dziś nauki ścisłe w ogóle nie zajmują się tą kwestią.

Tak naprawdę pytanie „dlaczego” w stosunku do Wszechświata jest pytaniem o to, czy Wszechświat jest stworzony (i wtedy w jego istnieniu jest jakiś cel) czy raczej on istnieje sam z siebie (więc nie ma podstaw ku zadawaniu sobie tego pytania). Pierwszy światopogląd, który przewiduje wyższość pewnego rozumu nad widzialnym Wszechświatem z jego prawami natury nazywa się kreacjonizmem, podczas gdy drugi światopogląd, który nie przewiduje niczego poza tą naturą i wszystko opisuje w kategoriach natury – nazywa się naturalizmem (dzisiaj często to pojęcie zastępują terminem „materializm”, ale według mnie pojęcie „naturalizm” lepiej odzwierciedla całe spektrum omawianej filozofii, więc nadal będę posługiwał się właśnie nim). W ogóle patrzeć na Wszechświat można co najmniej na trzy sposoby:

  1. Wszechświat po prostu istnieje sam z siebie i wszelkie nasze pytania „dlaczego?” są tylko produktem ubocznym naszego sposobu rozumowania, na który w tym znaczeniu nie warto zwracać żadnej uwagi,
  2. Wszechświat ma swój początek w jakichś zjawiskach, albo (co jest bardziej prawdopodobne) w Jednym Zjawisku, które istnieje samo z siebie i z którego wynika cała reszta,
  3. Wszechświat jest tylko jednym z nieskończonej ilości wszechświatów, w których prawa fizyki mogą znacznie się różnić od naszych i które istnieją w podobnej lub równoległych rzeczywistościach; przy tym tylko w naszym Wszechświecie znane nam prawa natury nabrały takiego a nie innego kształtu (fakt) i nie należy sobie zawracać głowy innymi możliwościami (vide pkt. 1).

Należy odnotować, że punkt 3) wyżej w istocie jest tożsamy co do początku istnienia wszystkiego z punktem 1), więc nadal należy rozumieć, że podstawowa bitwa światopoglądów bierze się wyłącznie z różnic pomiędzy naturalizmem (punkt 1) a kreacjonizmem (punkt 2). Ludzie w ciągu tysięcy lat istnienia cywilizacji nie zdołali wymyślić innego jakościowo odmiennego poglądu w tej kwestii.

Trzeba podkreślić, że naturalizm oraz kreacjonizm wyłączają się pomiędzy sobą na tyle, że w stosunku do nich nie da się zastosować tak lubioną we współczesnym świecie zasadę relatywizmu oraz „dopuszczalności” obydwu idei. Między obydwoma filozofiami należy dokonać definitywnego wyboru, gdyż naturalista, który dopuszcza istnienie Boga poza naturą jest takim samym nonsensem, jak i kreacjonista, który twierdzi, że Bóg (w tym znaczeniu, jakie nadają temu pojęciu chrześcijanie) jest dziełem natury. Albo Wszechświat jest jak akwarium, który zawiera cały znany nam świat, ale istnieje jeszcze świat poza nim, albo Wszechświat jest wszystkim, czym jest i poza nim niczego więcej nie ma.

Zwróćmy się o pomoc do przykładu. Wiedzę o Wszechświecie można porównać do książki z opisem tej całej wiedzy, która jest zapisana przy pomocy całkowicie nieznanego nam języka. Przypuśćmy, że taka książka trafia do rąk jakiegoś plemienia na wyspie, które nigdy nie widziało ani książek, ani pisma. Biorąc do rąk taką książkę i analizując jej zawartość, przedstawiciele tego plemienia mogą dostrzec pewne prawidłowości oraz regularności. Po pierwsze, oni zauważą osobne znaki graficzne (litery), które nie dotykając się nawzajem tworzą precyzyjnie pogrupowane związki (słowa) na osobnych stronach książki. Jeżeli oni będą trzymać w rękach książkę napisaną w języku indoeuropejskim – to też zauważą, że raz na jakiś czas wśród nagromadzonych znaków graficznych występują kropki, po których następny symbol graficzny koniecznie jest pisany z dużej litery, ‑ jednak tylko pod warunkiem, jeśli będą dokonywać analizy tekstu poziomo i od lewej do prawej. Albo – że przed każdą kropką zawsze występuje duża litera, ‑ jeśli analizować tekst w przeciwnym kierunku. Innymi słowy – treść książki będzie podlegać pewnej – niech i nieznanej danemu plemieniu – logice, a w tekście będą obecne pewne prawidłowości, ‑ chociaż nikt nie będzie wiedział, skąd one w ogóle się wzięły i czy je należy w ogóle szukać analizując tekst. Ci przedstawiciele plemienia, którzy nazywają siebie naturalistami – mogą jednak potraktować tę książkę jako kolejne dzieło natury. Kora drzewa też ma pewien stosunkowo regularny wzór – pod tym względem ona w niczym nie różni się od zbioru liter w książce, która, zapewne, po prostu wyrosła na jakimś dziwacznym drzewie na innej wyspie. I po co zadawać się pytaniem odnośnie tego, jakim prawidłowościom podlega wzór odzwierciedlony na korze drzewa? Ponadto tak samo, jak drzewa istnieją same z siebie, tak i ta książka istnieje sama z siebie. Inna część plemienia może, jednak, zacząć twierdzić, że ta książka jest zbyt „uporządkowana” jak na dzieło natury i że ona prawdopodobnie jest produktem działalności jakiegoś rozumu, który tworząc ją miał na względzie jakiś cel. To z kolei oznacza, że względem tej książki można zastosować pytanie „dlaczego?” (książkę stworzono w pewnym celu, przykładowo – żeby przekazać jakąś rozumną informację) a nie tylko pytanie „jak?” (książka skądś się wzięła, przykładowo – wyrosła na drzewie, po czym przypłynęła do nas przez ocean). Niech jak absurdalną może się wydawać taka pozycja kreacjonistów dla naturalistów z naszego plemienia – paradoks w tym, że naturaliści też będą uchodzić za prymitywnych w oczach kreacjonistów. Naturaliści będą twierdzić, że kreacjoniści wierzą w jakieś nonsensy, które nie sposób sprawdzić w żaden dostępny dla nauki tego plemienia sposób. A kreacjoniści będą mówić, że naturaliści świadomie ograniczają siebie w poznaniu świata do niedoskonałych i niepełnych metod nauki tego plemienia, zamykając się na inne sposoby poznania. Obydwie grupy będą obwiniać się nawzajem w nierozumności. Więc kto z nich będzie miał rację? Prawdopodobnie dopóki do tego plemienia nie przypłynie (lub nie przyleci) przedstawiciel cywilizacji, który będzie w stanie powiedzieć, czym jest książka, sprzeczaniu się nie będzie końca.

Jednak klucz do odpowiedzi na to pytanie znajduje się na powierzchni – w samym rozumie, jako narzędziu poznania świata. Właśnie rozum naturalistom będzie podpowiadać, by szukać odpowiedzi na pytanie „jak?”, a kreacjonistom – na pytanie „dlaczego?”. Czym, zatem, różni się rozum naturalisty od rozumu kreacjonisty? Odpowiedź jest prosta – różnica tkwi w sposobie przyjmowania informacji ze świata zewnętrznego. Naturalista jest skłonny przyjmować tę informację po prostu jako atrybut, który opisuje dany obiekt w jego rozumie. Informacja ma dla naturalisty przede wszystkim znaczenie subiektywne. Kreacjonista z kolei uważa, że informacja istnieje sama z siebie i jest nieodłącznym elementem danego obiektu. Informacja dla kreacjonisty ma znaczenie przede wszystkim obiektywne.

Żeby pokazać tę różnicę na bardziej naukowym przykładzie i wyjaśnić ją definitywnie – powróćmy do wspomnianej teorii abiogenezy. Nauka twierdzi, że całe życie na Ziemi zapoczątkowane zostało z jednej komórki. Patrząc na najbardziej prymitywne znane nam organizmy jednokomórkowe, można powiedzieć, że już taka pierwsza komórka musiała być nadzwyczaj skomplikowaną w budowie. W szczególności, ona składała się z dziesiątek białek i miała kod genetyczny, który składał się z około 250 genów, które z kolei zawierały dziesiątki tysięcy bitów informacji. Należy osobno podkreślić, że to była właśnie informacja, a nie zwykły zbiór danych. Przecież geny nie tylko przechowują informację – one też równocześnie tworzą system jej ponownego odtwarzania – tak samo, jak zapisany na płycie zbiór danych nie jest informacją, póki nie będzie odtworzony w odpowiednim odtwarzaczu. Ta informacja musiała w sposób obiektywny istnieć na długo przed pojawieniem się na planecie pierwszej istoty, świadomej swego istnienia, ‑ istoty nadzielonej rozumem, który mógłby tę informację obmyślić i zrozumieć tak, jak to robią ludzie. Zaprzeczanie tego faktu jest wręcz głupotą. Tak więc we Wszechświecie informacja istnieje niezależnie od rozumu ludzkiego, a więc – ma stricte obiektywny charakter.

Co więcej, na podstawie wyżej powiedzianego można stwierdzić, że każda cząsteczka elementarna we Wszechświecie niesie w sobie pewną informację, która jakościowo różni ją od innych cząsteczek. Przecież każda zajmuje niepowtarzalną pozycję we Wszechświecie, porusza się ze swoją prędkością oraz w swoim indywidualnym kierunku. Interakcja każdej cząstki z innymi cząstkami – zawsze podporządkowuje się pewnym uniwersalnym prawom, i z tego punktu widzenia – każda cząstka jest zarówno nosicielem jak i odtwarzaczem informacji. Czy ten fakt nie udowadnia rozumności, która stoi u podstaw naszego Wszechświata? Czyż obiektywnie istniejąca informacja we Wszechświecie nie jest dowodem „rozumności” całej konstrukcji; czy taka sytuacja nie wskazuje na cel, który przede wszystkim należy opisywać przy pomocy pytania „dlaczego?” a nie pytania „jak?”. Ponadto w żaden sposób nie mogę zrozumieć wysiłków naturalistów na wszelkie możliwe sposoby ograniczyć lub pomniejszyć znaczenie kreacjonizmu. Samo pojęcie stosowanego w tym celu „redukcjonizmu” wskazuje na to, że my świadomie ograniczamy swoją własną naturę, zamykając własny rozum w ciasnej konstrukcji metafizycznego naturalizmu. W taki oto sposób cała doktryna naturalizmu, która rzekomo powinna służyć idei wolności, sama ją tłumi. I nie należy przy tym mówić, że gdyby nie było Boga – wszyscy bylibyśmy znacznie bardziej szczęśliwi. To jest trochę tak, jakby mówić, że gdybyśmy wszyscy nie mieli serc, to nikt nie umierałby na zawał (perspektywa, oczywiście, wspaniała, ale nic poza tym).

Tak więc kreacjonizm wydaje się być całkiem racjonalną doktryną filozoficzną. Śledząc za uporządkowanym według pewnych reguł Wszechświatem można dojść do wniosku, że duch i Bóg istnieją. Jednak na czym bazuje nasze przeświadczenie, że On istnieje poza naturą (czyli jest transcendentny), a nie jest jej częścią, jak na to wskazuje dla przykładu współczesny panteizm? Dla mnie panteizm jest filozofią sztuczną z tego prostego powodu, że zrównując człowieka i naturę, czyli nadzielając Wszechświat rozumem – my tylko przelewamy z naczynia pustego do naczynia z niczym. Panteizm nie odpowiada na zasadnicze zagadnienia filozofii. Wszystkie wcześniej przedstawione odpowiednie argumenty przeciw ateizmowi lub agnostycyzmowi – w taki sam sposób odnoszą się i do panteizmu, więc nie będę dalej tę dyskusję szczególnie rozwijał. W tym kontekście warto tylko zwrócić uwagę, że, jak już wspominałem dziś na początku wpisu – naturalizm, który zaprzecza transcendencji, często zrównują z materializmem, który zaprzecza duchowości. Jak jednak widzimy, naturalizm może dopuszczać „duchowość natury”, czemu materializm kategorycznie zaprzecza. Można powiedzieć, że naturalizm zawiera w sobie materializm, jednak jest pojęciem znacznie szerszym.

Podsumujmy teraz naszą dotychczasową podróż myślową. Zakładając istnienie ducha oraz transcendentnego Boga, ‑ Twórcy całej natury, możemy bez większych przeszkód zacząć postrzegać siebie jako istoty duchowe. Takie istoty, opierając się o rozum, który ma naturę duchową, żyją równocześnie w ciałach materialnych w zmaterializowanym Wszechświecie. Wszechświat ma jakiś cel, tak samo jak i nasze własne istnienie. Jednak jaki jest ten cel? I dlaczego dzieje się tak, że niektórzy ludzie wierzą w Boga-Trójcę, podczas gdy inni – w Jahwe lub Allaha, a jeszcze inni – jak deiści – po prostu wierzą w Boga, odrzucając jakąkolwiek Jego personifikację lub objawienie? Dlaczego – skoro Prawda jest jedna, sposobów na jej poznanie jest tak dużo? Żeby wyjaśnić to pytanie warto porozmawiać o grzechu i świętości, co też uczynimy w następnym wpisie na blogu :) Do usłyszenia wkrótce!

Szczerze Wasz,


Racjonalny Katolik

Powrót do bloga