Kapłani naszych czasów

Dzisiejsze rozważanie dotyczy pierwszego rozdziału Malachiasza. Nie ukrywam, że Malachiasz jest mi szczególnie bliski, bo wiem, że ma on szczególnie duże znaczenie w naszych czasach. Ma wydźwięk apokaliptyczny, ale też diagnozuje przyczynę upadłego stanu społeczeństwa.

 

Skąd ta pewność? Pamiętam, że był to pierwszy nocleg ciepłym latem w malowniczej mieścinie Alp w Austrii, gdzie przyjechaliśmy z rodzinką na klika dni w celach turystycznych. Przyśnił mi się dziwny sen, który ogromnie zapadł w pamięć we wszystkich szczegółach. Otóż śniło mi się, że jestem w holu okazałego hotelu, w którym panuje półmrok i pomruk cicho przemieszczających się w kierunku restauracji gości, ubranych w eleganckie stroje. Obracam jednak wzrok w kierunku dużych drzwi po mojej prawej stronie, prowadzących do jakiejś przestrzennej auli. Pchnąłem drzwi do auli – która – i o tym dowiedziałem się dopiero w tym roku – tak naprawdę była wnętrzem modernistycznej Bazyliki Trójcy Przenajświętszej w Fatimie. Nie miałem jednak czasu przyglądać się szczegółom jej okazałego wnętrza, gdyż tuż przy otworzonych przeze mnie drzwiach na dużym krzyżu, na wysokości moich oczu wisiał nasz ukochany Pan. Jego zakrwawiona twarz była nie do poznania. Białymi plamkami na twarzy zalanej krwią były tylko oczy. Nawet kiedy otworzył usta, żeby przemówić, to po zębach strużkami spływała krew… Był to widok z jednej strony straszny, z drugiej – ogromnie przejmujący. Jezus jednak powiedział trzy słowa stanowczym tonem: „Malachiasz! Malachiasz! Malachiasz!”.

 

Natychmiast się obudziłem. Powiem szczerze, nie znałem jeszcze wtedy Biblii na tyle dobrze, by skojarzyć od razu o co chodzi. Co za dziwne słowo? Gdzieś go pewnie słyszałem, ale gdzie? Co ono znaczy? Pierw myślałem, że to jakieś słowo hebrajskie. I dopiero po dłuższym namyślę postanowiłem sprawdzić nazwy ksiąg prorockich w Starym Testamencie w języku Polskim. Albowiem w moim ojczystym języku nazwa ta brzmi nieco inaczej („Malachii”). No i bingo! Oto jedna z ksiąg rzeczywiście tak się nazywa.

 

Oczywiście zaraz przeczytałem tę księgę. jednak jej treść pozostawała dla mnie niezrozumiała przez lata. Dopiero w tym roku po którymś spotkaniu Katechetycznym naszej Wspólnoty, na którym rozmawialiśmy o kryzysie Kościoła, przeczytałem tę księgę jeszcze raz. I nie ukrywam, że dopiero z tej perspektywy – wszystko stało się jasne. Pan nasz jest szczególnie utrapiony, i źródłem tego utrapienia jest obecny stan Kościoła. Bo to, że na świecie są bezbożnicy i niewierzący – no i co z tego? Przecież od zawsze tak było. Ale dopiero teraz mamy do czynienia z kryzysem na skalę globalną, i z niegodziwością na skalę dotychczas niespotykaną. Można powiedzieć, że powtarzamy aktualnie ścieżkę sprzed prawie dwóch i pół tysiąca lat, kiedy Izrael przeżywał podobny zanik czci do Boga i wykazywał się lekceważącym do Niego stosunkiem.

 

Zresztą, zobaczcie sami (Mal 1, 6-8): „6) Syn szanuje ojca, a sługa lęka się pana. Więc, jeśli jestem Ojcem, gdzież należna mi cześć? I jeśli jestem Panem, gdzież bojaźń przede mną? Tak mówi Jahwe Zastępów do was, kapłani, którzy znieważacie Imię moje. Pytacie: Czym znieważamy Twoje Imię? - (7) tym, że na ołtarzu moim składacie potrawy nieczyste. Pytacie: Czymże go skalaliśmy? - tym, że powiadacie: Stół Jahwe nie jest znów tak ważny. (8) Gdy składacie w ofierze zwierzęta ślepe, czy nie ma w tym nic złego? A gdy składacie ofiarę z chromych i chorych, nie ma w tym nic złego? Złóż taki dar swemu namiestnikowi! Czy będzie zeń zadowolony albo czy okaże ci życzliwość? - tak mówi Jahwe Zastępów.”

 

Wpis ten więc adresuję przede wszystkim współczesnym kapłanom ale też głowom rodzin, którzy przedstawiają dziś Jezusa w swoich społecznościach i rodzinach pluszowym misiem, a nie prawdziwym Bogiem; którzy umniejszają rolę kapłaństwa, deprymują znaczenie Ofiary. Ileż to jeszcze będzie fałszywie głoszonej nadziei na to, że piekło ma być docelowo puste? Ileż jeszcze hip-hopowego podejścia do kultu Boga? Ileż jeszcze przedstawiania Mszy Świętej jako wyłącznie uczty, a nie świętej Ofiary? Drodzy, Jezus naprawdę cierpi katusze przez Waszą postawę. Owszem, Jezus Chrystus jest naszym najlepszym Przyjacielem i obrońcą, ale też jest Bogiem. Jego święte imię zawiera człon „Chrystus”, który przecież też coś znaczy. Błagam, zastanówcie się, czy można dalej zrównywać Boga z człowiekiem w codziennym nauczaniu… Bo naszym zadaniem jest uświęcenie i przebóstwienie w Jezusie Chrystusie, a nie uczłowieczenie Jezusa i sprowadzenie Go do naszych miernych na Jego temat wyobrażeń. Nie odzierajcie Jezusa z szaty Boskości i miejcie względem Niego szacunek!

Szalom!


Powrót do bloga