Konserwatyzm versus liberalizm

17.08.2022 r.

Dziś porozmawiamy o pewnym podziale, który zaczyna co raz mocniej określać swoją obecność w Kościele. Temat ten jest niezwykle ważny, bo to właśnie ten podział będzie wyznaczać dyskurs Kościoła przez najbliższe dziesięciolecia, jeśli nie dłużej. Na wstępie przepraszam też za długość posta, - ale nie umiem tego wątku przedstawić krócej.


Mowa pójdzie o dostrzegalnym w Polskim Kościele podziale na Kościół tradycyjny oraz modernistyczny. Ten podział zresztą nie dotyczy tylko Polski, on jest obecny na całym świecie - od Stanów Zjednoczonych, przez Japonię, Koreę, Środkową Azję, Bliski Wschód, Afrykę, Europę aż po Amerykę Łacińską. Poza tym podział, o którym mowa, nie dotyczy tylko Kościoła, - on dotyczy wszystkich aspektów życia człowieka, będąc obecnym w polityce, życiu gospodarczym, sferze NGO, jednym słowem - wszędzie. I ten podział przebiega wzdłuż wartości tradycyjnych versus wartości zwanych „sekularyzacyjnymi” na jednej osi oraz wzdłuż wartości związanych z przeżyciem versus wartości związanych z wyrażaniem siebie - na drugiej osi (za chwilkę wyjaśnię, co one znaczą). Osie te są stworzone przez dwóch wspaniałych naukowców: Ronalda Inglehart’a (niestety nieżyjącego już od maja tego roku) oraz Christiana Welzel’a, na bazie zapoczątkowanej jeszcze z końcem lat siedemdziesiątych ankiety o nazwie „World Values Survey” (WVS). Ankieta ta jest przeprowadzana w cyklach kilkuletnich, obecnie już w większości krajów na całym świecie. Próba statystyczna w danym kraju zawsze liczy około tysiąca respondentów, dobranych całkowicie losowo, a więc zapewniając reprezentatywność. Ankieta jest bardzo długa (ponad 100 szczegółowych pytań), ale zawiera powtarzające się w kolejnych latach pytania o stosunek do religii, kultury, różnych jej odmian oraz indywidualnych preferencji. To na bazie tej ankiety udało się stworzyć tak zwaną kulturową mapę świata, którą właśnie umieszczam na samym dole tego posta (a kto chce poczytać więcej – to link tutaj: https://www.worldvaluessurvey.org/WVSContents.jsp?CMSID=Findings).

Dodając podstawy filozoficzne do tego podziału, patrząc na tę mapę, można sobie wyobrazić dwa magnesy, jeden w prawym górnym rogu pod nazwą „liberalizm”, a drugi, - w dolnym lewym rogu, pod nazwą „konserwatyzm”. Tak naprawdę wszystkie kraje świata, tudzież wszyscy obywatele tych krajów, a więc i my z Wami - każdy według swojego „wewnętrznego ładunku” jest przeciągany na kulturowej mapie przez te dwa magnesy albo do góry i w prawo albo do dołu i w lewo. Wartości sekularyzacyjne zawierają takie wartości jak równość wszystkich religii, akceptację, tolerancję względem innych oraz obcych, równość społeczna, płci oraz mniejszości seksualnych, większe zapotrzebowanie na udział jednostki w życiu społecznym i politycznym. Dla społeczeństw kierujących się tymi wartościami rozwód, śluby homoseksualne, aborcja czy eutanazja nie są problemem. Z kolei społeczeństwa w lewym dolnym rogu mapy kierują się konserwatyzmem i kładą większy nacisk na religię, rodzinę, więzi rodzic-dziecko, posłuszność, etnocentryczność, bezpieczeństwo fizyczne oraz ekonomiczne. Dla tych społeczeństw rozwody, śluby homoseksualne, aborcja czy eutanazja są niedopuszczalne.

Polska według danych na 2020 rok jest prawie idealnie po środku obu skali. Ale to nie jest tak, że Polska jest niezmienna – bo od roku 1992, od kiedy ankietę WVS przeprowadzono w Polsce po raz pierwszy, do roku 2020 - Polska istotnie się przesunęła na skali do magnesu umieszczonego w górnym prawym rogu. Czyli właśnie w kierunku liberalnym.

I co istotne - według tak zwanej „teorii emancypacji”, stworzonej na bazie danych WVS przez Christiana Welzela, niestety dla tradycjonalistów, magnes w prawym górnym rogu wydaje się być mocniejszy (zainteresowanych odsyłam do książki na ten temat: https://www.cambridge.org/sk/academic/subjects/politics-international-relations/comparative-politics/freedom-rising-human-empowerment-and-quest-emancipation?format=PB&isbn=9781107664838). Dzieje się tak głównie dlatego, że wszystkie społeczne badania naukowe niezbicie dowodzą, że wraz z bogaceniem się społeczeństwa, zanika wiara w Boga. Stopniowo ludzie wybierają jednak Mamonę na korzyść Boga. Przechodzimy od wartości związanych z przeżyciem, bezpieczeństwem i kolektywizmem – w kierunku większego indywidualizmu i samo-wyrażenia, i jakoś tak się już dzieje, że przy okazji stawiamy siebie w centrum naszego życia zamiast Pana Boga. Tym samym powoli ale nieuchronnie wszyscy na świecie zmierzamy do co raz większego „wyzwolenia z oków dogmatyzmu”, w kierunku niczym nieskrępowanej wolności, która powoli przeradza się w permisywizm.

Bo te podziały biorą się między innymi z zupełnie odmiennego pojmowania wolności w światopoglądzie konserwatywnym i w światopoglądzie liberalnym. Liberałowie twierdzą, że wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. Konserwatyści z kolei twierdzą, że wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się szkodzenie komuś lub sobie. W pierwszym przypadku nie ma więc pojęcia dobra i zła, a wolność jest największą wartością. W drugim przypadku wolność jest domyślnym stanem, natomiast nadrzędnym celem jest szerzenie dobra i ograniczenie zła. Obydwa systemy wartości są absolutnie sobie przeciwstawne i nigdy nie zostaną pogodzone z tego prostego powodu, że liberalizm zawsze będzie się czuć ograniczony przez konserwatyzm, który mu nie będzie pozwalać wyjść poza coś, co dotychczas uznawano za dobro lub normę; a konserwatyzm - zawsze będzie się czuć zagrożony przez liberalizm, który dąży do przekraczania dotychczas ustanowionych granic. W związku z takim przeciwstawieniem, liberalizm zawsze będzie optować za zmianą lub rewolucją, a konserwatyzm zawsze będzie stać na pozycji niezmienności lub ewolucji. Liberalizmowi jest zdecydowanie po drodze z subiektywizmem i humanizmem, bo to człowiek z jego wolnością jest w centrum liberalnego światopoglądu. Konserwatyzm skłonny jest natomiast poszukiwać obiektywności i odwoływać się do transcendentnego absolutu, szukając Boga. Jeśli do tego dodamy stopniowe bogacenie się i postępujące w związku z tym odejście od wiary, to niestety, konserwatyzm już jest i będzie w coraz większej ofensywie. Stopniowo, - jestem tego pewien, - przejdziemy w kierunku, kiedy „tradycyjna” wiara zostanie skutecznie umiejscowiona gdzieś pośród eksponatów w skansenie ludowo-etnicznego dziedzictwa i będzie cechować naprawdę nielicznych. W Polsce stanie się to w przeciągu dwóch-trzech najbliższych pokoleń. W końcu musi przecież przyjść ten moment, o którym Jezus retorycznie pyta, czy jak przyjdzie ponownie na Ziemię, to czy znajdzie na niej jeszcze wiarę… (Łk 18, 8)

Wracając z perspektywy globalnej do naszego lokalnego podwórka, w tym kontekście staje się absolutnie jasne, dlaczego o. Szustak nie przepada za permanentnym chodzeniem w habicie, a Dawid Mysior nie jest w stanie mu tego przebaczyć; dlaczego o. Remigiusz Racław nawołuje, by tych „tradsów” od razu banować, a tradycjonalista o. Szymon Bańka twierdzi, że ci moderniści to w gruncie rzeczy heretycy; dlaczego kilkadziesiąt księży w Niemczech uważa, że błogosławienie par homoseksualnych jest o.k., i dlaczego kilkadziesiąt księży z Ukrainy im na to odpowiada, że to jednak nie jest o.k.; dlaczego Papież Benedykt zezwala na tradycyjną mszę, a Papież Franciszek na nią znowu zabrania… Można by pomyśleć, że w Kościele istnieje kilkadziesiąt wysepek, ale tak naprawdę to są dwa odrębne kontynenty. I nie ma co się łudzić – każdy z tych kontynentów dryfuje i będzie dryfować co raz dalej od siebie nawzajem. Widać to na przykładzie krajów Zachodnich, które nie będąc skrępowanymi przez szpony głodnego komunizmu, zaczęły ten proces emancypacji wiele dziesięcioleci wcześniej. Widać to po danych WVS za ostatnich 40 lat, gdzie np. Stany Zjednoczone, Niemcy, cała Skandynawia, Holandia, Austria, Kanada, Australia, Nowa Zelandia, Belgia, Francja, Włochy - przesunęły się znacznie bardziej od dolnej lewej do górnej prawej na kulturowej mapie świata (link do jednego z obrazujących ten proces filmików tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=ABWYOcru7js).

Wszystkich czytających, którzy dotrwali do tego miejsca, z całego serca zapraszam do dyskusji. Ciekaw jestem, czy też tak widzicie naszą ogólną sytuację, i czy Waszym zdaniem w kontekście wszystkiego, co napisałem, jest nadzieja, że te dwa bieguny w Kościele są jeszcze ze sobą do pogodzenia? Wiadomo, to jest pytanie retoryczne. ;) W końcu jako chrześcijanie chlubimy się właśnie nadzieją chwały Bożej (Rzy 5, 2). I choć co do tego, że chwała Boża ostatecznie zwycięży, nie mam wątpliwości, chciałoby się jednak, by tego rozłamu i podziałów przynajmniej w Kościele było jak najmniej… Wygląda jednak na to, że sprawy zaszły już zbyt daleko, a obydwa magnesy działają z niesłabnącą siłą. Chyba przyszedł czas, kiedy po prostu trzeba się każdemu opowiedzieć, po której stronie woli być. Tak to już niestety, w kontekście wszystkiego co już o ludzkim sercu udało się dowiedzieć - chyba musi być. Jak sądzicie?

Serdecznie wszystkich pozdrawiam! Szalom :)


Powrót do bloga