Marketing rodem z Księgi Rodzaju

19.12.2018 r.

Jadąc dziś samochodem usłyszałem w radiu takie oto życzenie przedświąteczne w ramach spotu reklamowego, poprzedzone tradycyjnym „mikołajkowym” „ho-ho-ho!..”: „Wszystkiego najtańszego życzę! Wszystkiego najtańszego!..”. Pomijając groteskowość tego życzenia, pomyślałem przy tym, że w sumie to nic odkrywczego: pierwsze zabiegi reklamowe znane są ludzkości od zarania dziejów. I oto dlaczego.

Otóż pierwsza w historii ludzkości operacja marketingowa kreowania popytu została przeprowadzona przez będącego „najchytrzejszym” ze wszystkich zwierząt węża jeszcze w Edenie w stosunku do zakazanego owocu. Popyt na zakazany owoc przed tym zabiegiem węża nie istniał. Zresztą podaż też nie istniała –owoc ten był, że się tak wyrażę, wyłączony prawnie z obrotu handlowego. Wąż w tym przypadku – zapewne po wnikliwym badaniu rynku – zastosował jednak klasyczną technikę sprzedaży, polegającą na przekłamanym zakwestionowaniu prawdy w celu rozpoczęcia rozmowy. Proszę zwrócić uwagę na to, co mówił wcześniej w ramach przestrogi Bóg:

„Możesz jeść do woli ze wszystkich drzew ogrodu, ale z drzewa, które daje wiedzę o dobru i złu, jeść nie będziesz! Gdybyś z niego zjadł, czeka cię pewna śmierć!” (Rdz 2:16-17).

Wąż, doskonale przecież pamiętając o tych słowach, zwraca się następnie do Ewy tak:

„Czy doprawdy Bóg zapowiedział, że nie wolno wam jeść ze wszystkich drzew ogrodu?” (Rdz 3:1).

Uderzające w tym momencie jest to, że Bóg niczego takiego nie zapowiedział. Wręcz przeciwnie – pozwolił jeść ze wszystkich drzew, poza jednym. Ewa w tym momencie jednym pytaniem została wytrącona z równowagi. Mogła oczywiście mądrze zignorować tak dziwne (wręcz szalone!) i niezgodne ze stanem faktycznym pytanie, ale nie wiedząc jeszcze, czym jest kłamstwo, w swojej naiwności postanawia odpowiedzieć, ‑ prostując tym samym błędną tezę w nim zawartą. Odpowiada następnie wężowi przedstawiając prawdę i przestrogę Boga, niemal dosłownie ją cytując. Natomiast wężowi rzecz jasna nie chodziło o to, by ustalić prawdę. Gdyby wąż miał dobre zamiary – zapewne podziękowałby w tym momencie za właściwe informacje i sprawa by się skończyła dla nas i dla Boga pomyślnie na wieki wieczne. Przynęta jednak została połknięta, ofiara już wdała się w rozmowę – teraz było jej już znacznie trudniej z haczyka zeskoczyć. Prześladując swój nędzny cel wystarczyło teraz sprytnie rozdmuchać ogień zainteresowania w ramach dialogu – stosując kłamstwo po raz drugi. Co istotne – tym razem kłamstwo polegało na zatajeniu całej prawdy i drobnej, lecz subtelnej manipulacji. Stwierdził, bowiem:

„Na pewno nie pomrzecie! Ale wie Bóg, że gdy zjecie [owoc] z niego, otworzą się wam oczy i będziecie jak Bóg wiedzieli, co dobre i złe.” (Rdz 3:4).

Albowiem kiedy Ewa skosztowała zakazanego owocu – faktycznie przecież natychmiast nie umarła. No i faktycznie poznała, co dobre i złe. Więc czy wąż ją w tym momencie okłamał? Co prawda „zapomniał” jedynie przypadkiem dodać, że owo „Na pewno nie pomrzecie!” dotyczy raczej skutku natychmiastowego, a nie odległego w czasie… Ot, taka niewinna manipulacja. Ale nie bądźmy zbyt surowi! Prawie że przecież powiedział prawdę! :)

Reakcja Ewy jest następnie już typowa dla współczesnego konsumenta: „I spostrzegła kobieta, że [owoc] drzewa był dobry do jedzenia i ponętny dla oka, a [nawet] godny pożądania dla zdobycia tej wiedzy. Wzięła więc jeden z owoców i jadła. Dała też mężowi, który był przy niej. I on jadł.”. (Rdz 3:6).

To był oczywiście koniec. Kobieta „kupiła oczami” towar, niczym przedstawiony na wielkim szczycie reklamowym – wystarczyło tylko sprytnie zwrócić jej na niego uwagę. Nie wiemy, jak długo w praktyce trwało zmaganie się Ewy z myślami – może przez chwilę, może przez tydzień, a może przez kilka lat? To, czego jednak ona już nie mogła w sobie przezwyciężyć to „pożądanie dla zdobycia tej wiedzy”. Nie wiedziała, co to za wiedza. Ale pożądanie było zbyt mocne. Co istotne – mąż był w tym czasie cały czas przy niej. Stał obok i się przyglądał. Nie reagował, nic nie mówił. Nie próbował powstrzymać. Po prostu stał i biernie pozwalał, by zło się dokonało – a kiedy już nie było odwrotu, sam się przyłączył do uczty. Niesamowicie uległa i perfidna postawa, czyż nie? (to tak na marginesie – w celu zwrócenia uwagi wszystkim tym mądralom, którzy upatrują wyłącznie kobietę jako tę, przez kogo zło weszło w ten świat).

Miną następnie tysiąclecia, zanim owa historia, przekazywana ludowo, zostanie spisana przez Mojżesza w dziele, które dziś znamy jako Księga Rodzaju. Minie kolejnych ponad tysiąc lat, zanim Święty Paweł napisze: „Nie znałbym bowiem namiętności, gdyby mi Prawo nie powiedziało: Nie będziesz pożądał. […] Wiemy, że Prawo jest duchowe, ja natomiast jestem cielesny i podlegam grzechowi. Nie umiem bowiem pojąć tego, co czynię. Nie czynię tego, co chcę, lecz to czynię, czego nienawidzę. Jeśli zaś czynię to, czego nie chcę, przyznaję Prawu, że jest ono dobre. Dlatego już nie ja to czynię, lecz grzech, który we mnie przebywa.” (Rzy 7: 7, 14-17). I minie kolejnych prawie dwa tysiące lat, zanim marketingowcy zaczną systemowo wykorzystywać techniki sprzedażowe z Edenu rodem celem napędzania konsumpcji i kreowania popytu. Szczególnie w okresie przed Bożym Narodzeniem.

Kochani, życzę Wam i sobie odporności na tego typu zabiegi. Ale też – pokoju i spokoju w okresie adwentowym. Oby „ponętność dla oka” oraz „godność pożądania” dla byle jakiego przedmiotu, sprawy czy rzeczy – nie przysłoniła nam istoty nadchodzącego Święta. Niech grzech, który w nas przebywa – nie zaczyna nam dyktować swoich warunków. Na pewno, bowiem, wszyscy grzeszymy i wszyscy ostatecznie umrzemy… Ale Boże Narodzenie jest zapowiedzią przezwyciężenia grzechu i śmierci. Tą nadzieją się, więc, chlubmy, a nie liczbą czy ceną prezentów zakupionych pod choinkę na Święta :)

Shalom!

Powrót do bloga