O kulcie Maryi

Ostatnio w szeregu filmów znany, ukochany ewangelizator i teolog ;) rozważa i jakby nieco troszeczkę podważa ;) temat kultu Maryi oraz świętych wśród katolików. Myślę, że warto ten temat zgłębić, bo rzeczywiście nie jest on taki wcale oczywisty.


Osobiście po raz pierwszy zetknąłem się z maryjną pobożnością ludową w malowniczej górskiej wiosce w środkowej Słowacji, gdzie mieszkałem przez pewien czas z rodzicami. Przywieziono jakoś do tej wioski figurkę Maryi z Lourdes. Siedząc na tym wydarzeniu u nóg figurki Maryi, zastanowiło mnie, jako małego chłopca, jak delikatnie, ale równocześnie z jakim namaszczeniem i z jaką dozą pobożności ci prości ludzie modlą się do Boga, zwracając się równocześnie do największej spośród świętych. Byłem dzieckiem wrażliwym, dlatego do dziś pamiętam, jak udzieliło mi się wzruszenie tamtej chwili.


Nie jest jednak tak, że nagle wszystko dzięki temu doświadczeniu stało się jasne. W miarę wzrostu duchowego, w przeciągu późniejszego życia miewałem wątpliwości co do kultu Maryi nie raz. No bo przecież Maryja jest «tylko» stworzeniem, - dlaczego mamy się do niej w ogóle jakoś specjalnie zwracać? O co chodzi z różańcem? Dlaczego wokół objawień w Lourdes czy w Fatimie jest tyle szumu, skoro to tylko objawienia prywatne? Skąd się wzięła koronka do Bożego Miłosierdzia? I dlaczego niektórzy ludzie, jak choćby sam już mieszkający w Niebie Ludwik Maria Grignion de Montfort czy na przykład wciąż żyjący, bardzo pobożny i niewątpliwie głęboko wierzący ks. Dominik Chmielewski - w ogóle tworzą w katolicyzmie tak mocny nurt, skupiający tyle uwagi właśnie na Maryi? Przyznacie, pytań jest dużo, a odpowiedzi nie są łatwe.


Jak się porówna katolicyzm i protestantyzm, bardzo często upieramy się właśnie w kult świętych jako w bardzo istotną różnicę zdań. Czczenie Boga oczywiście w żaden sposób nie może być porównaniem z czczeniem świętych; nie mniej protestanci zwykle w ogóle nie czują jakiegoś specjalnego respektu względem człowieka, który już żyje w Niebie. Protestanci są wierni zasadzie «sola scriptura», czyli wierzą, że Biblia jest jedynym autorytatywnym źródłem doktryny chrześcijańskiej. Ponieważ według protestantów Biblia nie zawiera wyraźnych wskazań do oddawania czci świętym, w swej większości odrzucają tę praktykę. W opinii protestanta jedynym pośrednikiem między Bogiem a ludźmi jest Jezus Chrystus (1 Tym 2,5). Protestanci wierzą, że modlitwy powinny być kierowane bezpośrednio do Boga przez Jezusa, a nie przez wstawiennictwo świętych; poza tym reformatorzy, tacy jak Marcin Luter i Jan Kalwin, krytykowali Kościół Katolicki za praktyki, które ich zdaniem nie miały podstaw biblijnych. Dlatego właśnie kult świętych, w tym Maryi, był jednym z elementów, które zostały odrzucone przez nich jako niebiblijne. Ostatnim argumentem protestantów przeciwko kultowi świętych jest postrzeganie tego kultu jako formy idolatrii, czyli oddawania czci stworzeniom zamiast Stwórcy (sic!).


Równocześnie widzę w powyższej argumentacji szereg «niedociągnięć», wśród których największym jest właśnie zasada «sola scriptura». Dlaczego twierdzę, ze ta zasada jest fałszywa? Bo sama Biblia jej zaprzecza :) Wiemy przecież z Biblii właśnie, że wiara rodzi się ze słuchania (Rzy 10,17), a nie z czytania. Czym że się różni słuchanie od czytania? W głosie mówiącego rozpoznajemy dużo więcej treści i znaczenia dzięki intonacji, zabarwieniu, mocy, przekazywanym emocjom i tak dalej. Słowo Boże jest dużo bardziej żywe, jeśli w ogóle można tak powiedzieć, gdy jest mówione i słuchane, a nie pisane i czytane. Myślę też, że nie jest przypadkiem to, że Jezus Sam niczego nie napisał - żadnego choćby i małego liściku dla potomnych. A przecież nie był analfabetą, pisać umiał na pewno. Nie, zamiast tego Sam Bóg Ojciec wielokrotnie nakazuje nam SŁUCHAĆ Jezusa (Mt 17,5; Mk 9,7; Łk 9,35). Bóg bezpośrednio też wielokrotnie powtarza, że kto ma uszy, ma słuchać (Mt 11,15; Mt 13:9; Mt 13:43; Mk 4,9; Mk 4,23; Łk 8,8; Łk 14,35; Ap. 2,7). A zatem to słuchanie głosu Pasterza (J 10,27) jest podstawowym zadaniem nas, jako Jego owieczek. A głos ten rozbrzmiewa w wieczności tak samo mocno i wspaniale, jak 2000 lat temu czy jak w chwili stworzenia pierwszego człowieka, i będzie rozbrzmiewać w sposób niezmieniony zawsze w kierunku serca i sumienia każdego z nas. Dlatego właśnie żywy głos Boga ma większe nawet znaczenie, niż czytanie Biblii (i nie twierdzę, że czytanie Biblii jest złe, tylko że nie można ograniczać poznania Boga wyłącznie do czytania Biblii). A sumienie, jako głos Boga we mnie, podpowiada mi niechybnie, że kult Maryi i świętych nie jest takim sobie po prostu wymysłem wśród katolików (czy też u Prawosławnych czy nawet u Anglikanów). Niemożliwe jest, by dwa tysiące lat Tradycji i wsłuchiwania się ludzi w Głos Boga aż tak zwiodły na manowce. Jest coś na pewno zbyt upraszczającego a nawet prostackiego w tym, by żyć zasadą "sola scriptura" a równocześnie nie dostrzegać potrzeby słuchać żywego Bożego głosu. A ten, jak za chwilę pokażę, bardzo jasno mówi, co mamy myśleć o kulcie świętych w ogóle i Maryi w szczególności.


Weźmy na przykład kolejny argument przeciwko kultowi Maryi, wynikający z zasady «sola scriptura», który można podsumować tak: Jezus nigdy w Ewangelii nie nazywa Maryi Matką, tak, jakby Jemu zależało podkreślić, że Jego relacja z Jego ziemską Matką jest rzeczą wtórną, bo Jego zamysłem jest równość nas wszystkich w Królestwie Niebieskim. Jest to jednak zbyt daleko idąca interpretacja, którą zresztą nie uznają sami autorzy Ewangelii. Wszyscy ewangeliści wprost nazywają Maryję - Matką Jezusa (Mt 2,11; Mk 3,31; Łk 2,34; J 2,1-3). Matką Dziecka Maryję nazywa też anioł (Mt 2, 13-14). Przecież ani ewangeliści, ani anioł Pański nie mówią o Maryi jakoś tak wymijająco, na przykład jako o niewiaście dającej Jezusowi życie... Z faktu, że Jezus nie nazywa Maryi Matką na łamach Ewangelii, w żaden sposób nie wynika, że Maryja nie pozostaje Matką Jezusa. Nie było przecież też tak, że mały Jezus w wieku kilku lat mówił do Maryi coś w stylu: "Niewiasto, jestem głodny" albo «Kobieto, bolą mnie nogi»… :) Tak, Jezus jest Bogiem ale równocześnie jest człowiekiem - i pozostaje w przebóstwionej naturze ludzkiej do dziś i w wieczności. Zakładam więc, że nie było Mu obce nazywanie Maryi mamą: ot tak, zwyczajnie. Jezus nie jest przecież jakimś nieprzystępnym bogoczłowiekiem, właśnie w tym cała rzecz, że jest zarówno w pełni Bogiem jak i w pełni Człowiekiem. Nie negujmy w Jezusie przez mylne wyobrażenia to, co ludzkie.


Dla człowieka naturalnym jest też, by zgodnie z Bożymi przykazaniami szanować ojca i matkę, jak też by ogólnie szanować autorytety (moralne, merytoryczne czy w zakresie jakiegokolwiek talentu lub uzdolnienia). Bynajmniej

nie robimy tego z powodów idolatrii - przecież gdy słucham wykonanie utalentowanej piosenkarki czy podziwiam piękno obrazu jakiegoś malarza - to nie oddaję im pokłon jak bóstwom. Wręcz przeciwnie - dostrzegam talent zawsze jako dar Boga przejawiający się w tym konkretnym człowieku. W tym sensie będzie dla mnie tak samo pięknym malowniczy górski krajobraz o wiosennym poranku, skąpany rosą i blaskiem wschodzącego słońca, jak i wyczyn utalentowanego sportowca, który do perfekcji doprowadził posłuszeństwo własnego ciała. Z tym może zastrzeżeniem, że w tym drugim przypadku cenię talent darowany przez Stwórcę jeszcze bardziej, jako że jego przejawianie się w człowieku, który współpracując z wolą Ojca w Niebie poświęcił się by wykrzesać z siebie cnotę i wartość - istotnie zasługuje na zachwyt. Zachwyt, który kieruję przede wszystkim Bogu, a nie Jego stworzeniu.


Cóż więc powiem, że szanując czyjkolwiek autorytet - grzeszę bałwochwalstwem? Bynajmniej! Nie sposób kochać Boga, a równocześnie nie oddawać Mu chwały, podziwiając piękno, dobro, prawdę w dziele Jego stworzenia, wliczając w to człowieka. Czczenie Boga i czczenie stworzenia - jako przejawu Jego twórczej i wszechmocnej sprawczości - to oczywiście różne rodzaje czci. Jednakowoż źródłem obu jest Miłość do Boga. Dlatego właśnie kult Maryi i wszystkich świętych nie ma nic wspólnego z jakże mechanicznym rozumowaniem protestantów.


Dlatego kult Maryi i świętych tak się rozwinął w katolicyzmie. Nie oznacza to, że nie mamy tutaj ryzyka, że kolejni ludzie nie zaczną oddawać cześć zamiast Bogu jakiemuś utalentowanemu człowiekowi czy świętemu. Oczywiście, że jest takie ryzyko - i od zarania dziejów aż do dziś wielu ludzi w ten sposób grzeszy. Muszę jednak wprost zaznaczyć, że nigdy nie widziałem omdlewających wiernych składających cześć Maryi lub któremuś świętemu. Widziałem jednak mnóstwo omdlewających i szalejących fanów na koncercie jakiejś gwiazdy kultury popularnej. Dlatego sądzę, że jednak katolicyzm dużo skuteczniej chroni przed bałwochwalstwem, niż jakiekolwiek inne wyznanie lub brak takowego.


Z powyższego względu składanie hołdu Maryi i wszystkim świętym będzie naszym znakiem wyróżniającym, nawet jeśli ktoś owej darowanej przez Boga elitarności chrześcijan i tych wszystkich «subtelności» co do autorytetu nie rozumie. Łaska doskonałej pokory, która objawiła się akurat w Maryi - czyni z niej niezwykły wzór do naśladowania dla każdego chrześcijanina. I tak samo, jak idąc na lekcję do profesora mogę go wypytywać o tajniki wiedzy związanej z danym przedmiotem, tak samo póki żyję będę wracać do Maryi z prośbą o nauczenie mnie cnocie pokory. Maria została wyniesiona przez Boga do niezwykłej roli matki Jezusa. W prawosławnej tradycji Maria zajmuje wyższe miejsce i jest bardziej szanowana niż anielskie chóry cherubinów i serafinów, które są uważane za najwyższych aniołów w niebiańskiej hierarchii. W katolickiej tradycji również są modlitwy, które podkreślają wyjątkowość i świętość Dziewicy Maryi, na przykład w modlitwie «Litanii Loretańskiej», gdzie Maria jest wymieniana jako «Królowa Aniołów» oraz «Królowa Wszystkich Świętych». W ten sposób obie tradycje mają swoje sposoby wyrażania wysokiej czci i miłości do Bogurodzicy, podkreślając jej szczególną rolę i świętość. Bez kultu Maryi nie powstałoby «Ave Maria» Schuberta, Gounoda, Caccini, Verdi, Brucknera, Stravinskiego. Bez kultu Maryi nie powstałyby «Laudi alla Vergine Maria» Dante Alighieri ani «Hymn do Najświętszej Maryi Panny» Adama Mickiewicza. Jakże wiele w historii dzieł architektów, jak wiele pieśni, jak wiele cudownych dokonań ludzi, którzy rozumieli kult świętych dokładnie tak, jak tego zgodnie z głosem Boga powinniśmy rozumieć: czyli że jest to czczenie kogoś, kogo Sam Bóg szczególnie umiłował, wplatając dar życia danej świętej lub danego świętego złotą nicią w swoje niezwykłe arcydzieło stworzenia i w historię zbawienia, jako dar Boga dla każdego z nas…


Żeby pokazać, że Pismo Święte i Tradycja w powyższym zakresie nie są sobie wzajemnie sprzeczne, chcę zakończyć jednak dwoma fragmentami z Pisma Świętego. Pierwszy: «"A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: Niewiasto, oto syn Twój. Następnie rzekł do ucznia: Oto Matka twoja. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.»» (J 19:25-27). No nie wiem, jak mam to inaczej rozumieć, niż tak, że jako uczeń Jezusa również mam za zadanie szanować Marię w sposób szczególny. I drugi fragment, kiedy święta Elżbieta pod natchnieniem Ducha Świętego mówi: «A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?» (Łk 1,43). No właśnie… Rozważmy, proszę, te dwa fragmenty przez dłuższą chwilę i następnie zastanówmy się ponownie, czy te wszystkie argumenty przeciwko czczeniu świętych i Maryi mają choćby jakiś sens. Bardzo gorąco ku temu wszystkich zachęcam.



Powrót do bloga