O osądzaniu innych

Przysłuchując się osądzaniu przez babcię członków jej rodziny, rozmowie dwóch starszych pań w kolejce o złym zachowaniu swoich wnuków, uwadze o koledze od koleżanki, „wnioskom” na temat wspólnego znajomego od przyjaciela, „obserwacji” mamy o politycznych poglądach sąsiadki czy o jakimś pospolitym przestępcy i tak dalej i temu podobne – doszedłem do wniosku, że w istocie po to dzielimy się wszystkimi wyrokami o kimś i jego/jej zachowaniu, by doszukać się w końcu sprawiedliwości na tym świecie. Brak sprawiedliwości odbieramy jako coś krzywdzącego. Łakniemy ostatecznej sprawiedliwości przez całe życie! Chcemy, by członkowie naszych rodzin mogli być zwyczajnie sprawiedliwi, tak samo jak i członkowie naszych zespołów roboczych, nasi przyjaciele, sąsiedzi i ogólnie wszyscy w naszym otoczeniu. Chcemy otaczać się ludźmi sprawiedliwymi i bardzo się oburzamy, kiedy ktoś w naszym otoczeniu okazuje się nie być sprawiedliwym czy sprawiedliwą. Prowadząc takie rozmowy, niejako mówimy współrozmówcy: „Spójrz, jak ja sprawiedliwie oceniam daną sytuację! Czyż nie sądzisz, że w istocie to, co ten ktoś inny zrobił(a) – jest niesprawiedliwe i krzywdzące? No jak tak można było postąpić? Ja, jako osoba sprawiedliwa, bym na jego/jej miejscu na pewno zrobił(a) inaczej. A Ty jak to widzisz? Czy potwierdzasz mój osąd?”.

Osądzając więc kogoś w ustnej rozmowie możemy mieć cztery motywacje, i tylko jedna z nich nie jest egoistyczna. Z reguły osądzamy kogoś dlatego, że:

1. Szukamy ulgi dla siebie. Jeśli ktoś nas niesprawiedliwie potraktował i krzywda dotyczy nas bezpośrednio, to szukamy potwierdzenia niesłuszności tego krzywdzącego postępowania jak i pewnej formy współczucia czy pocieszenia względem siebie,

2. Szukamy potwierdzenia własnej sprawiedliwości, gdyż nie jesteśmy w stanie sami być sędziami we własnej sprawie; potrzebujemy zatem wdzięcznego słuchacza na zasadzie lustra, w którym można byłoby się przypatrzeć własnej sprawiedliwości,

3. Szukamy zemsty, jako że przekazując informację o osobie, która jest niesprawiedliwa, oczerniamy jej wizerunek, co jest formą zemsty czy poniżenia,

4. Ostrzegamy kogoś o realnym niebezpieczeństwie w kontakcie z daną osobą, gdyż sami już mamy przykre doświadczenia w kontakcie z tą osobą, lub słyszeliśmy, że na tę osobę trzeba uważać.

Jak widać z powyższej listy, tylko ostatni punkt może nie być egoistyczny co do motywacji (w pierwszych trzech – szukamy „swego”; i tylko w ostatnim – możemy mieć przede wszystkim na względzie dobro współrozmówcy). Bez względu jednak na motywację, wspólnym mianownikiem wszystkich czterech scenariuszy może być to, że informacja osądzająca daną osobę może być zarówno prawdziwa jak i nieprawdziwa, lub też być na tyle niekompletna, że wypowiedziany osąd będzie sam z siebie niesprawiedliwy.

I tutaj dotykamy sedna sprawy w przypadku osądzania innych. Jakąkolwiek nie byłaby nasza motywacja (z których tylko jedna faktycznie może wynikać z miłości do bliźniego), nie jest rzeczą absolutnie pewną, że ten osąd sam z siebie jest sprawiedliwy. Osąd innego człowieka z założenia bazuje na niepewności osoby głoszącej co do słuszności „wyroku”. W naszym poszukiwaniu sprawiedliwości zarówno w sobie jak i w innych – niestety najczęściej jesteśmy skazani na błądzenie po omacku, gdyż nie jesteśmy wszechwiedzący. Właśnie temu służy śledztwo i dochodzenie sądowe w wymiarze sprawiedliwości, by pozyskać maksymalnie dużo informacji na temat okoliczności i motywów danego przestępstwa. Lekkomyślnie osądzając innych w trakcie rozmowy, zwykle jednak nie dbamy przecież o to, by taką informację zgromadzić. Nie szukamy sprawiedliwości Boskiej, tylko własnej. A z nią z reguły też nie jest najlepiej.

Dlatego antidotum na osądzanie innych jest świadomość, że tak naprawdę za życia nikt z nas do końca sprawiedliwy nie jest. Bo nie jesteśmy w stanie zebrać kompletu informacji na czyjś temat, o motywach i powodach takiego a nie innego zachowania, że nie wspomnę już o czytaniu w czyimś sercu. Nikt z nas więc nie jest nieomylny przy osądzaniu, a rola sędziego lub sędziny – to naprawdę jest bardzo odpowiedzialna i trudna rola. Lepiej zostawić ją jednak Panu Bogu.

Powyższe nie oznacza, że mamy wszystkie osądy kategorycznie odrzucać, czy karcić od razu kogoś, kto je wypowiada. Przede wszystkim są rzeczy ewidentne, które są ewidentnym przestępstwem lub jawnym wykroczeniem, i co do których nie będziemy mieć wątpliwości. Zbrodnie, morderstwa, zdrady, oszustwa, gwałty, rękoczyny, złodziejstwo, grubiaństwo i tak dalej – od tego wszystkiego mamy Kodeks Karny czy też odpowiedzialność administracyjną.

Natomiast we wszystkich pozostałych przypadkach – przede wszystkim trzeba badać, jakie są nasze prawdziwe motywacje. Jeśli z kolei ktoś już osąd o kimś prezentuje nam, to wystarczy go wysłuchać nie komentując, lub faktycznie współczując rozdzielić z tym kimś ból; lub czasami – wykorzystać okazję by udzielić dodatkowej mądrej rady; a czasem – zaoponować, jeśli dysponujemy informacjami na obronę te osoby, która jest osądzana. Ostatecznie można przyjąć do wiadomości ostrzeżenie co do kogoś, kto faktycznie może być zawodny czy niebezpieczny dla nas. Tak czy siak warto jednak ograniczyć osądzanie innych w rozmowach z trzecimi osobami. I nie dlatego, że nie warto sprawiedliwości w życiu szukać, tylko dlatego, że poza wymiarem sprawiedliwości (który też bywa przecież ułomny) zwyczajnie nie jesteśmy w stanie w pełni dobrych wyroków w tej chwili względem kogokolwiek serwować.

Niech Bóg nam wszystkim będzie sędzią ostatecznym, bo On jest Sędzią doskonałym. Życzę nam wszystkim życia według możliwości z jak najmniejszą liczbą dokonanych osądów innych. Poza tym, że w ten sposób nie będziemy łamać ósmego przykazania, gwarantuję, że zapewni to większy pokój serca :)

Szalom!



Powrót do bloga