O otwartości i tolerancji w dniu 31 października

31.10.2022 r.

Ze trzy lata temu, jak moda na „świętowanie” halloween w końcu dotarła i na nasze osiedle, postanowiliśmy z żoną, że otworzymy drzwi, gdy poprzebierane dzieciaki do nas zapukają. No bo przecież trzeba być miłosiernym. A chrześcijanin zawsze otwiera, gdy do niego pukają. Inni ludzie, nawet jeśli się z nami nie zgadzają, powinni przecież nas kojarzyć jako ludzi kochających, a nie jako stare zrzędy. Nasze dzieci też wybiegły wtedy na korytarz pooglądać całe przedstawienie. U progu stała piątka czy szóstka sąsiedzkich dzieci, bez uśmiechów, w przerażających i dziwacznych strojach. Chude twarzyczki, upiorna stylizacja, mroczność w oczach, brak radości. Daliśmy im wtedy z uśmiechem na twarzy woreczek z cukierkami, czekając przez moment, aż każdy wybierze taki cukierek, jaki mu się podoba. No i odeszli – posępni, milczący, zadowoleni, że odegrali rolę w tym mrocznym teatrzyku oswajania współczesnych dzieci ze śmiercią i złem, niosąc każdy po jednym dużym cukierku. Patrzyłem, jak się oddalają klatką schodową, i zastanawiałem się, co ja u licha dobrego zrobiłem. Przecież postępując w ten sposób nie miałem szans pokazać piękna Ewangelii. Wszystko, co mi przypadło, to wzmocnić w dzieciakach przeświadczenie, że tak trzeba i można.

Kiedy dwa lata temu i w zeszłym roku do nas zapukali, już nie otworzyliśmy. Bo nie cieszą nas wcale te koszmarne i z roku na rok co raz bardziej „profesjonalne” kreacje na pięknych dziecięcych twarzyczkach. To trochę tak, jakby najpiękniejszy górski krajobraz specjalnie szpecić dymiącymi rurami i udawać przy tym, że to jest w porządku, bo przecież w ten sposób lepiej się oswoimy z czymś, co nieuniknione. Ale kto o tym zadecydował? I dlaczego mam udawać, że też tak myślę?

W tym roku doszło jeszcze rozumienie, że to wcale nie chodzi o tolerancję, akceptację i temu podobne inkluzywne opowieści. Polska właśnie się bezpowrotnie zmienia, szybko się laicyzując i niczym w seulskim zajściu sprzed kilku dni, tłumnie się „wmanewrowuje” w zupełnie obcą nam kulturowo praktykę, dusząc przy tym własne tradycje we własnym ciele. Bo przecież żaden z tych pukających do naszych drzwi, tak samo jak trzy lata temu tak i dziś, nie przebiera się i, dajmy na to, nie kolęduje 24 grudnia. Czyli jest jednak jakaś różnica między tymi świętami? Z jakiegoś powodu nie szczędzimy sił na mroczne i upiorne stylizacje naszych dzieci, ale żal nam jakichkolwiek wysiłków przy innych okazjach?

No i tak właśnie jednak zostaliśmy starymi zrzędami :) Nie otwieramy i już. Bo w tym konkretnym przypadku odmowa otwarcia drzwi też coś znaczy. Będą nas obwiniać, mówić o psuciu zabawy, nierozumieniu, dziwaczności… Trudno. Jak się ktoś chce w ten sposób bawić, to niech się bawi. Prosimy tyko uszanować nasze stanowisko, że nie umiemy w tym „święcie” dostrzec niczego radosnego i godnego zabawy. Ciekaw jedynie jestem, na jak długo takiej wyrozumiałości do nas wystarczy.

No a wszystkim przypominam, że prawdziwy powód do radosnego świętowania będzie już jutro, 1 listopada. Bo wbrew powszechnej opinii, to nie jest dzień wspomnienia zmarłych, tylko autentycznego radowania się za wszystkich, kto umarł w stanie łaski uświęcającej i już znalazł się w Niebie. Pozostałych zmarłych będziemy szczególnie wspominać i modlić się o nich począwszy od 2go listopada i do końca miesiąca.

Szalom!


Powrót do bloga