Przygotowania na chorobę

Ile razy słyszeliśmy z ust babć, przyjaciół i kolegów w swoim życiu, że „zdrowie jest najważniejsze”? Ostatnio zachorowałem na dość ciężką odmianę jakiejś infekcji, która przypominała pod każdym względem grypę. Kilka dni dosłownie przeleżałem plackiem, nie mając nawet specjalnie siły wstawać z kanapy. Mam w związku z tym pewne przemyślenie, z którym tradycyjnie dzielę się z Wami.

 

Otóż główny wniosek dla siebie z tego doświadczenia mam taki, że w chorobie jest niezwykle trudno robić cokolwiek, co by prowadziło do rozwoju. Generalnie praca rozumu w warunkach gorączki, bólu mięśni i szumu w uszach – to jest wyczyn, na który organizm nie ma już w warunkach ogólnoustrojowej choroby specjalnie sił. Rozum wtedy ze zdumieniem odkrywa, że przebywa niczym we mgle, potykając się o swoje własne, chaotyczne myśli, które nic nie znaczą i do niczego nie prowadzą. Stan choroby wymaga ogromnej koncentracji siły woli, jeśli chce się wyjść ponad bliżej nieokreślony stan bezmyślnego oddychania. Ogólne odrętwienie ciała powoduje, że człowiek zarówno dosłownie jak i w przenośni osiąga stan statyczności, bardziej przypominając po chwili muchę zatopioną w miodzie, niż żywe stworzenie. Przysypianie o dziwnych porach i w niezwykłych miejscach, zaburzenie nocnego snu jak i trudności z odróżnieniem snu od jawy powodują z kolei utratę orientacji w czasie, przez co traci się zdolność do pracy, zanika orientacja na wykonywanie zadań, jak i nie pamięta się o priorytetach.

 

Modlenie się w takim stanie w najlepszym razie kończy się zaśnięciem. Wertowanie Biblii – złapaniem siebie na myśli, że chyba właśnie od pół godziny wpatruje się w te same kilka wersetów, których znaczenie jest całkowicie zamknięte przed duchowym wzrokiem duszy. A o uczeniu się na pamięć jakichś fragmentów, czytaniu rozwijających ksiąg trzeba po prostu zapomnieć.

 

Najgorzej jest to, że będąc wyzutymi z jakichkolwiek resztek serotoniny w mózgu, bardzo łatwo stajemy się opryskliwi i gniewni względem domowników. Jakże łatwo wtedy wyprowadzić nas z równowagi byle głupią uwagą! Można ile wlezie udawać przed samym sobą, że jest się dobrym człowiekiem, ale w chorobie wystarczą sekundy, by samego siebie doświadczyć z zupełnie nieoczekiwanej strony.

 

Co do wszystko oznacza? A no to, że do przejścia na właściwą stronę Nieba nie da się tak naprawdę naszykować w trakcie choroby. Kiedy taki stan przychodzi, jest już za późno na przygotowania. Nie łudźmy się więc, że gdy kiedyś ktoś z nas usłyszy pod swoim adresem diagnozę nowotworu czy jakiejś innej śmiertelnej choroby, to nagle odkryjemy w sobie nie wiadomo jakie pokłady duchowości i dobroci. Od momentu zachorowania aż po śmierć, większość z nas nie będzie w stanie skupić się już na niczym innym w życiu.

 

To samo można rozciągnąć też na stany po wypadkach, starość... Tak naprawdę w dowolnym momencie życia możemy „wypaść” z życiowego koła sprawnego funkcjonowania i wcale nie jest powiedziane, że będzie nam dano już do niego wrócić.

 

Są więc dwie rady dla każdego, szukającego ratunku przed niechybnie zbliżającą się śmiercią. Jeśli zależy Ci na własnym zbawieniu, to:

1. rób wszystko co do Ciebie należy za młodu i dopóki zdrowie Ci na to pozwala. Pamiętaj, że potem zwyczajnie braknie Ci na cokolwiek sił;

2. utrzymuj serce w czystości, by nie zgorzknieć i nie popaść w opryskliwość czy złość w momencie, kiedy niedołężność Cię jednak dosięgnie. Dobry uczynek zrobiony w pełni sił i zdrowia jest dużo mniej wart, niż ten sam uczynek, na który zdobywasz się na przekór chorobie i własnej słabości. Właśnie dlatego św. Paweł napisał, że „moc w słabości się doskonali”. Tak, kiedy składasz własne cierpienie w ofierze Bogu, a własne sumienie nic Ci nie wyrzuca, to rzeczywiście możesz jeszcze zdobyć wiele zasług dla Nieba, nawet jeśli są to Twoje ostatnie chwile na tym świecie.

 

Na sam koniec pamiętajmy, że dla chrześcijan zdrowie fizyczne nie jest wbrew pozorom najważniejsze. Zdrowie na tym świecie wcześniej czy później się kończy, a nasze ciało przemija. To, co zostaje na wieczność, to dusza, która jest taka jaka jest tu i teraz. Spieszmy się miłować!



Powrót do bloga