Społeczeństwo w czasach ostatecznych

Współcześni niewierzący, zlaicyzowani i zapatrzeni w humanizmie ludzie sądzą, że ludzie są dobrzy, to tylko systemy są złe. Złe są ustroje, prowadzące do dominacji i wyzysku, złe są instytucje i dogmy, prowadzące do społecznej nierówności. Wolność jest kamieniem narożnym filozofii ludzi odrzucających Boga, lecz tak naprawdę jest to tylko idea-fiks ludzi zdeprawowanych, upatrujących swoją moralną wyższość w detronizacji Boga i ubóstwianiu samych siebie, we własnej nowoczesności, otwartości, postępowości i wyzwoleniu z oków wszelkiego dogmatyzmu.

 

Bo czy w istocie mamy tutaj do czynienia z postawą światłą i wyzwalającą? Prawda jest taka, że jest to tylko kolejna, nowoczesna odmiana ciemności i śmiercionośnego zadufania w samym sobie. Bo czy można być sędzią we własnej sprawie? Czy zagłuszając głos Boga-sumienia wydostający się z głębin ducha, można osiągnąć sprawiedliwość?

 

Jesteśmy mistrzami oszukiwania samych siebie. Jezus naucza, że w czasach ostatecznych będzie jak za czasów Noego lub Lota: będą jeść i pić, żenić się i wychodzić za mąż, kupować i sprzedawać, sadzić i budować (Łk 17, 26-27); będą więc prowadzić z pozoru absolutnie „normalne” życie. A równocześnie „wielka będzie niegodziwość ludzi na świecie i wszelkie ich zamysły będą kierować się ku złu” (Rdz 6, 5). Będą myśleć tylko o zaspokojeniu własnych potrzeb, które to zaspokojenie ogłoszą naczelną zasadą ustroju gospodarczego, i nie będzie ich obchodzić tak naprawdę los bliźniego. Będą się obruszać o niesprawiedliwość instytucji i dyktaturę dogmatu, ale równocześnie będą hipokrytami, zręcznie wykorzystującymi wzniosłe hasła do przykrycia własnego egoizmu. Nikt nie będzie chciał wejść na ucztę weselną naszykowaną przez Boga, bo nikt nie będzie dbał o sprawy Królestwa Niebieskiego, woląc „własne pole lub swoje kupiectwo” (Mt 22, 4). Ogłoszą zasadę „najpierw pomóż sobie, a potem – innym” naczelną zasadą roztropności i zaradności, wcale się nie przejmując przy tym, że poza egoizmem nie ma w tym haśle ani grama miłości. Ofiarność stanie się głupotą w oczach świata. Nie będą świadomi nawet własnej grzeszności, a co dopiero – by być świadomym wartości ofiary Wybawiciela. Któż będzie w tych czasach poszukiwać Boga? Kto będzie dążyć do Prawdy? Kto zrzecze się materializmu i dobrobytu w imię ofiary złożonej z miłości do Najwyższego? Prawie nikt. Będą służyć mamonie, udając przy tym ludzi światłych, dobrych i zatroskanych o przyszłość własnych dzieci. Lecz ich dzieci będą tak samo jak oni obnosić się wyłącznie z własnym egoizmem.

 

Myślicie, że za czasów Noego ktoś myślał, że społeczeństwo jest do cna zepsute i „wszelkie ich zamysły kierują się ku złu”? Ależ oczywiście, że nie. Wyglądało to raczej tak: normalne społeczeństwo, żyjące normalnym życiem, dążące do zaspokojenia swoich normalnych, jakże ludzkich potrzeb. I tylko jakiś fanatyk, totalnie postradawszy zmysły, buduje jakąś arkę na wypadek ziszczenia się jakiegoś kompletnie durnego proroctwa.

 

Zła wiadomość jest taka, że świat wcale nie zmądrzał od tego czasu. Wciąż tak samo jak za czasów Noego lub Lota żenimy się i wychodzimy za mąż, kupujemy i sprzedajemy, sadzimy i budujemy, prowadząc całkiem normalne życie. Które równocześnie ulega postępującej laicyzacji oraz ateizacji i co raz większemu wyzwoleniu z oków „dogmatyzmu” (zwłaszcza chrześcijańskiemu). Nikt lub prawie nikt nie dostrzega przy tym prawdziwego stopnia deprawacji naszej tkanki społecznej.

 

A przecież dowodów na taką deprawację nie trzeba długo szukać. Egoizm jest normą. Normą jest deprecjacja Słowa, zwłaszcza ustnego, jak też normą jest szukanie swego. Gloryfikujemy hedonistyczne życie, pogoń za bogactwem. Sprawy doczesne mają priorytet absolutny. „Najważniejsze jest zdrowie” – powtarzamy w kółko, jakby to rzeczywiście tak było z perspektywy wieczności. „Sto lat” śpiewamy ciągle na urodzinach, jakby dożycie do 100 lat rzeczywiście mogło być źródłem nieskończonej radości. Tak samo jak w czasach starożytnych składamy bóstwu ofiary z dzieci, z tą tylko różnicą, że zamiast Molocha czcimy Mamonę, i zamiast dzieci już urodzonych, zabijamy tych znajdujących się jeszcze w łonie matki. Jesteśmy dumni z naszych osiągnięć cywilizacyjnych i technologicznych dokładnie tak samo jak budowniczowie wieży Babel. I dokładnie tak samo jak oni nie widzimy, że technologia nie ma mocy przemiany ludzkich serc. Że w dalszych ciągu to z serca człowieka wychodzą „złe myśli i nieczystości, i kradzieże, i zabójstwa, i cudzołóstwa, i chciwość, i przewrotność, i podstęp, i wyuzdanie, i zazdrość, i bluźnierstwo, i pycha, i głupota. Całe to zło pochodzi z wnętrza człowieka i czyni go nieczystym” (Mk 7, 21-22). Ktoś w tych czasach myśli w ogóle o korzyściach dla królestwa Niebieskiego? Ktoś autentycznie z wiarą w sercu podejmuje kolejną decyzję z myślą o interesach Boga? Czy Pan nasz Jezus Chrystus, przychodząc ponownie na ten świat, znajdzie w ogóle wiarę? (Łk 18, 8 ).

 

Pozwólcie, że zadam w tym momencie pytanie: czy nadal szczerze sądzicie, że jako społeczeństwo jesteśmy lepsi od społeczeństwa z czasów Noego lub Lota? Ja śmiem w to wątpić. Myślę, że jako ludzkość zasługujemy już na karę, która niechybnie nadejdzie. Tylko nieliczni, zwracający się z ufnością ku Bożemu Miłosierdziu, uratują się. Tylko ci, co faktycznie są zakochani w Bogu – przemienią się ku życiu wiecznemu. Reszta niestety musi odejść, bo sami siebie uczynili ludźmi bez nadziei, czyli właśnie beznadziejnymi. Sami siebie pozbawili wiary, stajać się niewiernymi, zdradzającymi własnego Stwórcę. Sami siebie ogołocili z miłości do Boga i bliźniego, zrównując siebie w tym zakresie z upadłymi aniołami.

 

Dlatego wołam o nawrócenie, wołam o zwrócenie własnego serca w wierze w Jezusa Chrystusa ku miłości i nadziei. I nie będę udawał, że jest mi żal tego, kto tego nie czyni. Bo kto „Kto wierzy w Niego, nie będzie potępiony, a kto nie wierzy, już jest potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. A taka jest przyczyna potępienia: Światłość przyszła na świat, ale ludzie bardziej umiłowali ciemności aniżeli światłość, bo ich uczynki były złe. Każdy bowiem, kto źle czyni, nienawidzi światłości i nie zbliża się do światła, aby jego uczynki nie zostały potępione. Kto zaś postępuje zgodnie z prawdą, podchodzi do światła, aby pokazać, że działa po Bożemu.” (J 3, 18-21).

 

A jeśli ktoś wciąż w tym momencie będzie użalać się nad sobą, że może i chciałby uwierzyć, ale nie może, to mam tylko jedną radę: słuchajmy Mistrza, zamiast własnego egotycznego serca. Bo „Wiara rodzi się z przyjęcia słowa, a przyjęcie to następuje dzięki słowu samego Chrystusa” (Rzy 10, 17). Słuchanie Jezusa w zupełności wystarczy. Trzeba tylko chcieć.

 

Szalom.



Powrót do bloga