Szczęście a wieczność

Dramatycznie myli się ten, kto uważa, że po śmierci można jeszcze będzie dokonywać jakiekolwiek wybory i że można będzie na podstawie pełni wiedzy o samym sobie i o wszystkich okolicznościach życia opowiedzieć się, czy się jest za Bogiem czy też przeciw. Jest to z definicji niemożliwe, gdyż zmiana wyboru możliwa jest tylko w czasie, a nie w wieczności.

 

W wieczności nie ma zmian, bo opowiedzenie się po którejś stronie jest definitywne i z założenia rozciąga się właśnie na całą wieczność. Upadłe anioły dlatego są już na zawsze upadłymi, że powiedzieli swoje „nie” Bogu raz i na dobre. Przecież nie dlatego Bóg wygnał człowieka z raju, że zgrzeszył, tylko dlatego, „Oby teraz nie wyciągnął ręki i nie zerwał również [owocu] z drzewa dającego życie, [aby] go zjeść i żyć na wieki! (23) Usunął go przeto Jahwe-Bóg z ogrodu Eden, aby uprawiał ziemię, z której został wzięty.” (Rdz 3, 22).

 

Poza tym, co takiego niby w tej chwili nie wiemy, co przeszkadza nam dokonać wyboru tu i teraz? Że Bóg jest Miłością i jedynym źródłem takowej w naszym życiu? Że każdy z nas pragnie żyć w Prawdzie, Dobru i Pięknie? Że pełnia radości możliwa jest tylko po spoczęciu w Bożych ramionach? Że tylko pozostawanie wiernym kształtuje naszą wartość? Błagam. Oczywiście, że to wszystko wiemy, ba, nawet teraz, w duchu – tylko tego pragniemy. Lecz duszą i ciałem jakże często wybieramy jednak inną drogę: własną, egotyczną, hedonistyczną, zorientowaną na służenie sobie, a nie Bogu i bliźnim. Na jakiej, więc, podstawie, będąc tak złymi już tu i teraz, chcemy się zmienić w wieczności? W wieczności nie ma czasu. Nie ma przeszłości, przyszłości, dnia wczorajszego i jutra… Wszystko jest tu i teraz, całkowicie dokonane w swej pełni. I dlatego właśnie jeśli jesteśmy egotyczni, hedonistyczni, zorientowani tylko na służenie sobie – no to takimi właśnie będziemy na zawsze. Jeśli pragniemy tylko zabezpieczenia materialnego, nasycenia brzucha, bezpieczeństwa, sławy, próżnej chwały, komfortu, kolejnych zastrzyków adrenaliny, dopaminy, niekończących się wrażeń; słowem – jeśli tylko cały czas chcemy coś pozyskiwać dla siebie, to też taki będzie nasz stan w wieczności, „Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje.” (Mt 6, 21). Tylko proszę sobie teraz wyobrazić oglądanie jakiegoś serialu na Netflix po raz 153 458… Albo stanu znanego nam z wylegiwania się na plaży, który – i owszem, przez pierwszych kilka godzin jest fajny, ale przecież przez dobę by już fajny nie był. A przez miesiąc, rok, wieczność?.. Człowiek w obecnym stanie pragnie zmiany cały czas. Leżenie na brzuchu przez chwilę jest przyjemne, ale leżenie na brzuchu przez wieczność z cała pewnością zamieni się w niemożliwą do zniesienia torturę, w trakcie której będziemy pragnąć by zadziało się już cokolwiek, byle nie to. Podobnie jak jeśli ktoś chce podróżować – oczywiście, pierwsza podróż wokół świata, druga czy nawet trzecia może i będą jeszcze ciekawe. Ale proszę sobie wyobrazić podróżowanie przez wieczność, bez możliwości zaznania spokoju. Okrążanie globu po raz 7 546 537… A tym czasem jakże często nadal szczytem naszych marzeń jest właśnie wygodne leniuchowanie na kanapie przed telewizorem, albo wylegiwanie się na plaży, albo podróżowanie, albo o czym tam kto jeszcze marzy… Proszę wziąć sobie w wyobraźni to własne marzenie, zwielokrotnić jego spełnienie się do stu, tysiąca czy miliona – i założyć, że oto właśnie w ten sposób się ono spełni. Podoba się komuś taki stan? Będzie to miłe przez wieczność?

 

Jestem pewien, że nie. Wszystkie nasze przyziemne marzenia zamieniają się w trudny do udźwignięcia ciężar w wieczności, w niekończące się źródło udręki, bez widoków na zmianę. Jak to ujmował Kohelet, „wszystko marność nad marnościami” i „pogoń za wiatrem”. Nie, dla wieczności chcemy innego rodzaju szczęścia, niż to, o którym marzymy na tym padole łez. Zmiana perspektywy czasowej z doczesności na wieczną – zmienia też nasze aspiracje i pragnienia. Bo w wieczności nie chcemy już chwilowych przyjemności, chcemy radości prawdziwej, niegasnącej, pełnej. A tylko z Bogiem możemy taką mieć. Cóż nam z bycia bez Niego po śmierci? Czy zdoła nam cokolwiek i kiedykolwiek zaspokoić ten głód i ugasić to pragnienie? Co tylko byśmy nie wyobrazili – wszystko jest „marnością nad marnościami” i „pogonią za wiatrem”. Przeżywanie zachwytu z kolejnego nowego samochodu, kolejnego przepysznego deseru, kolejnego seksualnego uniesienia, kolejnej lampki wina, kolejnego udanego zakupu czy kolejnej fantastycznej podróży – ma swój urok tylko do czasu, póki te chwile są ograniczone w czasie i skończone w liczbie. Rozciągnięcie tego wszystkiego na wieczność zwyczajnie zamienia nasz wybór w piekło, bo te wszystkie rzeczy – zwyczajnie nie są w stanie same siebie dać nam szczęścia. Nie taka jest ich natura.

 

Bo prawdziwe szczęście jest tylko w Miłości, którą jest Bóg. Taka jest nasza natura, że czujemy się nieszczęśliwi dopóty, dopóki nie spotkamy się z Nim twarzą w twarz i nie oddamy należnej tylko Jemu chwały. Jeśli ktoś mi nie wierzy i chce czekać do przejścia do wieczności, żeby się o tym przekonać – to jego wybór. Ale proszę potem mieć pretensje za tę głupotę tylko do samych siebie.

 

Szalom.


Powrót do bloga