Wiara versus agnostycyzm

16.01.2018 r.

W szerokim znaczeniu pojęcie „agnostycyzm” oznacza postawę, zgodnie z którą całkowite poznanie prawdy nie jest możliwe. Jednak począwszy od XX wieku i do dnia dzisiejszego słowo „agnostycyzm” co raz częściej jest używane w znaczeniu węższym w stosunku do wiary w Boga i oznacza pozycję religijną, zgodnie z którą nie da się ani udowodnić, ani zaprzeczyć hipotezy Jego istnienia. Główna różnica pomiędzy ateistą oraz agnostykiem polega na tym, że pierwszy – nie wierzy i zaprzecza, podczas gdy drugi – nie jest przekonany, ale też nie zaprzecza. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że agnostyk jest bardziej uczciwy od ateisty, ponieważ świadectwo miliardów ludzi może wskazywać na to, że oni doświadczają istnienie Boga – dlatego agnostykowi nie wolno definitywnie stwierdzić, że Boga nie ma, mimo, że osobiście nie ma on takiego przekonania. Zacięci ateiści ignorują fakt wiary wśród wielu ludzi, upraszczając ją do swoistej masowej psychozy (osobliwego sposobu funkcjonowania ludzkiego mózgu) – czym wyczerpują jakąkolwiek potrzebę w dalszej dyskusji. Agnostycy są otwarci na teoretyczną możliwość istnienia Boga, jednak dopóki nie zobaczą twardych dowodów, ‑ nie uwierzą. W Biblii jednym z najbardziej wyrazistych przykładów postępowania agnostyka była reakcja apostoła Tomasza, który dowiedziawszy się od innych apostołów, że Jezus zmartwychwstał i ich odwiedził, odpowiedział: „Jeżeli nie zobaczę śladów gwoździ na Jego rękach i nie włożę mego palca w miejsce gwoździ, i nie włożę mojej ręki w Jego bok, nie uwierzę” (J 20:25).

Ogólnie agnostycyzmem można nazwać wszystkie wątpliwości zarówno w wierze jak i w niewierze, bowiem postawa agnostycyzmu rozciąga się we wszystkich swoich odmianach pomiędzy twardą wiarą oraz zdeklarowaną niewiarą. Tę przestrzeń jeszcze czasem nazywa się „szarą strefą wiary”. Wyróżnia się co najmniej sześć rodzajów agnostycyzmu: silny agnostycyzm (subiektywna natura człowieka nigdy nie będzie w stanie poznać obiektywną rzeczywistość, jaką jest Bóg), miękki agnostycyzm (dzisiejsze metody badawcze nie pozwalają potwierdzić istnienie Boga, ale może kiedyś pozwolą), agnostycyzm apatyczny (w sumie to obojętne, czy Bóg istnieje, więc można sobie w nieskończoność dywagować), teizm agnostyczny (objawienie jest raczej legendą, ale ogólnie wyższy byt raczej istnieje), ateizm agnostyczny (nie wiem, czy Bóg istnieje, dlatego nie wierzę) oraz ignostycyzm (pojęcie Boga nie jest zdefiniowane, więc nie ma o czym rozmawiać).

Agnostycy – poprzez swoje „oddanie prawdzie” – nie są w ścisłej opozycji względem chrześcijaństwa (jak ateiści), jednak oczywiście też nie wspierają jego rozwoju. Myślę, że poprawnym będzie stwierdzenie, że gdyby zjawisko wiary w Boga jako takowe nie istniało, zostałoby to odebrane przez agnostyków jako swoiste potwierdzenie ich wątpliwości co do istnienia Boga. Jednak to nie rozwiałoby całkowicie ich wątpliwości – gdyż teoretyczna możliwość istnienia Boga wciąż by istniała, nawet gdyby w Niego zupełnie nikt nie wierzył. Dlatego można powiedzieć, że agnostycy tak naprawdę nie przywiązują swojego stanowiska do kwestii wiary. Raczej reprezentują tylko swoista pozycję „wątpliwości” w kwestii istnienia Boga.

Za chwilę jednak zademonstruję, że wyżej opisane stanowisko jest mocno teoretyczne, jako że w praktyce agnostycyzmu nie da się uprawiać. Pokażę, że ostatecznie można żyć tylko tak, jakby Bóg istniał, lub tylko tak, jakby On nie istniał. Nie da się żyć tak, jakby Bóg mógł istnieć albo tak, jakby On mógł nie istnieć – to jest tylko koncepcja teoretyczna. Praktyka wymaga określenia sposobu postępowania tożsamego z przyjęciem lub odrzuceniem wiary.

Posłużę się w powyższym celu prostym przykładem. Wyobraźmy sobie, że prowadzimy samochód jadąc lewym pasem na drodze dwupasmowej w jednym kierunku ruchu (nadmienię, że mam na względzie kraj z ruchem prawostronnym). Załóżmy, że tuż przed nami, jednak wolniej, na prawym pasie porusza się inne auto, w którym niespodziewanie dostrzegamy włączenie się lewego kierunkowskazu. Każdemu kierowcy jest znane uczucie ograniczonego zaufania (wątpliwości) w stosunku do tego, co następnie uczyni kierowca poprzedzającego samochodu w takiej sytuacji. Jednak ostatecznie wybór naszej reakcji zależy od tego, w jaki wariant możliwego zachowania się tego innego kierowcy uwierzymy my, bowiem:

  1. możemy przyjąć, że ten inny kierowca nas dostrzega lub powinien dostrzegać w lusterku i dlatego nie zmieni pasu na nasz, doprowadzając do kolizji. Przyjmując taki tok rozumowania, możemy zaufać kierowcy poprzedzającego samochodu i kontynuować ruch z niezmienioną prędkością, mając nadzieję, że nasza wiara w zdolności oraz zdrowy rozsądek tego innego kierowcy nie jest błędna;
  2. możemy przyjąć, że kierowca samochodu przed nami nas nie dostrzega lub może nie dostrzegać w lusterku – i dlatego może wykonać manewr zmiany pasa zajeżdżając nam drogę. W tym przypadku, jeżeli działamy zdroworozsądkowo, należy co najmniej ograniczyć własną prędkość i przynajmniej w ciągu pewnego czasu nie wyprzedzać ten inny samochód, dopóki nie będziemy mieć wiedzę i pewność, że inny kierowca nas jednak „widzi”.

Proszę zwrócić uwagę, że opisana sytuacja sprowadza się w swojej istocie do trywialnego aktu wiary (zaufania) względem niewidzialnego przez nas kierowcy. Towarzyszące nam w tym wypadku wątpliwości i podjęcie na ich podstawie decyzji jest analogiczne do sytuacji, w której na co dzień znajdują się agnostycy. Zaufać czy nie zaufać innemu uczestnikowi ruchu? Fakt występowania wątpliwości przy tym nie oznacza, że my ostatecznie zachowamy się tak, jakbyśmy mieli jedynie wątpliwość. Taki sposób postępowania jest wręcz niemożliwy, gdyż albo będziemy kontynuować wyprzedzanie, albo przyhamujemy (przynajmniej na pewny czas), żeby się przekonać co do kierunku rozwoju sytuacji. Albo uwierzymy, albo nie – i nasz sposób postępowania wskazuje bezpośrednio na to, czy kierujemy się ostatecznie wiarą, czy niewiarą. Agnostycy mogą zaprzeczyć, twierdząc, że przecież dostrzegamy ten inny samochód, w przeciwieństwie do niewidzialnego Boga, oraz że mamy całkiem realne podstawy ku temu, by przypuszczać, że jest on prowadzony przez całkiem realnego kierowcę, który też kieruje się w swoim zachowaniu zasadą zdrowego rozsądku. Słusznie. Jednak czym to się różni od sytuacji, w której dostrzegamy innych chrześcijan, którzy twierdzą, że Kogoś prawdziwie w swoim życiu spotkali i mamy przy tym całkiem realne podstawy ku temu, by przypuszczać, że oni też kierują się w swoim życiu zasadą zdrowego rozsądku? I co stoi na przeszkodzie, by ostatecznie zaufać ich świadectwu? Otóż to…

Stąd można powiedzieć, że w przypadku wątpliwości my wciąż postępujemy tak, jakbyśmy tych wątpliwości nie mieli. Każde rozważanie pewnego zagadnienia zawsze wymusza na nas wybór alternatywnej ścieżki postępowania. Wątpliwości są tylko skutkiem braku kompletnej wiedzy, one zawsze graniczą z pojęciem wiary (wierzyć, że inny kierowca nas też dostrzega? Czy nie wierzyć, że inny kierowca nas dostrzega? A może w ogóle nie rozpatrywać tej kwestii, gdyż postępowanie niewidzialnego dla nas kierowcy jest nie do końca zdefiniowanym pojęciem?). Mimo to ostatecznie nasze postępowanie wskazuje na to, w co na końcu tego całego procesu jednak zdecydowanie wierzymy.

Z wiarą w Boga jest analogicznie. Możemy twardo wierzyć, twardo nie wierzyć, a można udawać, że w sumie to nie nasza sprawa i się niczym nie przejmować, kiedy On nagle „włączy kierunkowskaz” z zamiarem skrętu w stronę naszych serc. Więc gdzie jest koniec naszym wątpliwościom?

Trzeba pamiętać, że agnostycyzm, w taki sam sposób, zresztą, jak wiara w Boga lub ateizm – to nie są ostateczne stany duszy (albo, jeśli wolicie – definitywne stany światopoglądowe). Historia zna niezliczoną ilość przypadków przyjścia do wiary tzw. konwertytów, co najmniej taką samą ilość przypadków utraty wiary przez ludzi głęboko wierzących, ale każdy człowiek może czasami „wątpić” przechodząc do agnostycyzmu od każdej z tych przeciwstawnych pozycji i na odwrót. Więc co jednak pozwala nam, chrześcijanom, twardo trzymać się wiary oraz nie wątpić?

Odpowiedź brzmi – wierność Prawdzie. Mi osobiście jest ogromnie bliską zasada Sokratesa, by „podążać za dowodem, dokądkolwiek on prowadzi”. Jak pokazuje przykład powyżej – jeżeli mam być do końca szczery względem samego siebie – nie mogę wątpić, gdyż nawet nie mając twardej wiedzy i wątpiąc – jednak muszę się zdecydować na wiarę lub niewiarę. Jeśli przy tym już jednak dostrzegam szereg znaków, osobistych doświadczeń, świadectw innych osób i na tej podstawie racjonalnie dochodzę do wniosku o wysokim poziomie prawdopodobieństwa istnienia Boga, to już nie mogę następnie przyjąć jakąkolwiek z opcji, które mi oferuje agnostycyzm: tylko okłamałbym tym samym samego siebie.

W ten sposób dotarliśmy ku temu, by w następnym zapisie na blogu omówić prawdę oraz kłamstwo. Do szybkiego usłyszenia! :)

Szczerze Wasz,

 

Racjonalny Katolik

Powrót do bloga