Wstęp

25.12.2017 r.

Motywacji do pisania mi nie brakuje. Zmiany, które zachodzą w naszym świecie – w niczym nie ustępują poziomem intensywności i niesprawiedliwości sytuacji w przeddzień zarówno Pierwszej jak i Drugiej Wojny Światowej. W tym samym czasie Miłość dziś jest bardzo dużym deficytem we wszystkich obszarach ludzkiego życia. Wspólnym mianownikiem wszystkich tych zdarzeń jest zaniechanie kultury myślenia na rzecz kultury masowej konsumpcji, masowe odejście od wartości chrześcijańskich, w których Europa oraz cywilizacja zachodnia rozwijały się w ciągu ostatnich kilkunastu stuleci. Można odnieść wrażenie, że człowiek, który z końcem XIX wieku oswoił produkcję masową – równocześnie masowo się rozleniwił i zaczął zaniedbywać sam proces myślenia oraz rozwoju w obszarze duchowym. Skutki są wręcz katastrofalne. Miliony zabitych oraz poranionych jak sensu stricte tak i w przenośni. Co więcej – wygląda na to, że my zupełnie nie wyciągamy wniosków z minionych wydarzeń.

Od razu rozczaruję sceptyków – nikogo nie będę zachęcać w tym blogu do wyznania „swojej” wersji religii. Nie będę też przedstawiał jakiejś konkretnej doktryny teologicznej (przykładowo – nie mam zamiaru udowadniać racje katolicyzmu względem prawosławia lub zalety protestantyzmu przed katolicyzmem). Nie jestem zawodowym teologiem i ekspertem – a spór na temat doktryn religijnych lepiej zostawić właśnie teologom i ekspertom. W tym blogu stopniowo chcę przedstawić pewne ogólnie znane fakty, opierając się przy tym przede wszystkim na własnym doświadczeniu. Równocześnie jako analityk finansowy z zawodu – mam na celu bycie obiektywnym.

Niniejszy blog jest pomyślany jako swoisty esej, wolne rozmyślanie na temat chrześcijaństwa i jego roli w naszym życiu. Dlaczego zadecydowałem o pisaniu na ten temat nie będąc ekspertem? Myślę, że przede wszystkim na piśmie można samemu sobie przedstawić, uporządkować i przyspieszyć pewne rozmyślania, na które bez takiego wysiłku czasem są potrzebne lata (i też bez gwarancji, że uda się osiągnąć w tych rozmyślaniach zadowalający etap pierw niż zapomni się początek myśli :) Ale też dlatego – że ze wszystkich sił chcę się podzielić kroplą doświadczenia, które również inni ludzie gromadzili w ciągu tysiącleci, i który w całokształcie (kropla po kropli) umożliwił nam dojście w sensie rozwoju cywilizacyjnego do momentu, w którym się obecnie znajdujemy. I nie mam na myśli możliwości oświetlania naszych domostw przy pomocy prądu elektrycznego zamiast świec (bo kiedy w dzisiejszym świecie mówimy „cywilizacja”, to z niezrozumiałych przyczyn właśnie to mamy przede wszystkim na myśli) – a pewną ewolucję, która jest przyczyną faktu, że wszyscy nie tylko pozostajemy ludźmi, ale wciąż pokładamy nadzieję w zostaniu Ludźmi pisanymi przez duże „L”. Jednak wystarczy tego patosu. Przejdźmy do konkretów.

Zacznę od przykładu. W trakcie wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku w Unii Europejskiej rozpoczęto kampanię promocyjną pod hasłem "Działaj. Reaguj. Decyduj." (ang. Act. React. Impact.). Z pewnością do tej pory ten spot można znaleźć na youtube.com (link tutaj). W ciągu ponad półtoraminutowej prezentacji wideo, na tle wyrazistych obrazów wymienia się szereg przeciwstawnych sloganów: «Rozpoczynaj-kończ, zwyciężaj-przegrywaj, trzymaj się-idź do przodu, myśl globalnie-myśl lokalnie, śnij-przebudź się, zgadzaj się-nie zgadzaj się, spójrz z daleka-przyjrzyj się z bliska, zmieniaj-pozostań sobą, kochaj-nienawidź, wybaczaj-nie zapominaj, spójrz w przeszłość-patrz w przyszłość»... Kończy się ten rząd swoistym podsumowaniem Europarlamentu i sloganem: na szczęście, w Europie liczy się każda opinia. To wideo w ciągu niespełna stu sekund zdąża w całości odzwierciedlić duch współczesnej europejskiej, konsumenckiej, liberalno-socjalistycznej demokracji.

Wydawałoby się – współczesna Europa, z jednej strony – jest poszanowaniem praw człowieka, równość oraz braterstwo. Każda opinia zostanie wysłuchana – czyż nie jest to wspaniałe? Z drugiej jednak strony – taka propozycja sama w sobie narzuca pewien jednoznaczny podgląd na świat – i nie dopuszcza sprzeciwu.

Jednak ja należę do tej kategorii ludzi, którzy są głęboko przekonani, że dalece nie każda opinia ma taką samą wartość, a przez to nie koniecznie ze wszystkimi opiniami akurat trzeba się liczyć. Dla mnie nienawiść nigdy nie będzie mieć tej samej wartości, co miłość; zwycięstwo – takiego samego znaczenia co porażka; a pragnienie zmian – takiej samej treści, co brak chęci kiedykolwiek się zmieniać. Moi rodzice od małego zaszczepili we mnie szacunek do światopoglądu, który wyznaje pewne uniwersalne ludzkie wartości: miłość, wolność, chęć do życia i radość z bycia, pragnienie szczęścia i poczucia spełnienia. Czyż nie do tego ostatecznie wszyscy dążymy? W tym samym czasie współczesna Europa jest miejscem, gdzie, zdaje się, szczęście człowieka polega nie na tym, że spełnia się wyżej wymienione zwykłe ludzkie marzenia, a na tym, że można mówić wszystko co się chce i robić co się chce (oczywiście – w ramach istniejącego prawa), być w podkreślony sposób tolerancyjnym, protestować lub wspierać pewną politykę – jednym słowem – być spełnieniem marzenia euro-biurokratów o powszechnym dobrobycie współczesnej wielokulturowej cywilizacji europejskiej.

Oczywiście, w żaden sposób nie chcę powiedzieć, że Unia Europejska - jako twór, jest wcieleniem zła. Zamysł Unii jest jak najbardziej słuszny i już sam fakt tak długiego pokoju w krajach unijnych jest bezprecedensowym zjawiskiem. Tak samo nie chcę powiedzieć, że tolerancja, wolność słowa czy demokratyczne wartości jako takie – są złe; jednak one są tylko wyrwanymi z kontekstu składowymi znacznie większego systemu wartości, który w Europie rozwijał się w ciągu ostatnich prawie dwóch tysięcy lat. Tym systemem jest chrześcijaństwo. Nauka, architektura, malarstwo, literatura – wszystkie sfery życia społecznego ostatnich kilkudziesięciu pokoleń w całej Europie były w całości przesiąknięte wartościami chrześcijańskimi oraz chrześcijańskim światopoglądem. Jednakże młode pokolenia Europejczyków co raz mniej są skłonni uważać chrześcijaństwo podstawą swojego bytu. Głupotą byłoby myśleć, że przez ten proces niebo nam zaraz na głowę spadnie. Nie jest to kwestia apokaliptycznej wizji przyszłości (chociaż jako chrześcijanie wierzymy, że żyjemy w czasach ostatecznych, a taki odwrót od Boga – jest wiernym potwierdzeniem zbliżającego się Wielkiego Powrotu Naszego Zbawiciela). Jednak zmiany, które taka sytuacja niesie ze sobą – mają bezpośredni wpływ na to, czy jednak już teraz możemy się czuć radosnymi, bezpiecznymi i spełnionymi. A to już, trzeba się zgodzić, jest kwestia, która ma bezpośredni wpływ na każdego z nas – niezależnie od tego, czy apokalipsa nadejdzie za rok, za dziesięć tysięcy lat, czy też nie nadejdzie nigdy.

Bunt społeczeństw Zachodu przeciwko chrześcijańskim korzeniom – to już nie jest teza, tylko fakt, który jest dostrzegalny gołym okiem. Skutkiem tego zjawiska w społecznościach, na które zachodnia kultura ma chociażby jakiś wpływ (a dziś są to prawie wszystkie kraje świata) – dokonują się ogromne zmiany i teraz prawie nie jest możliwym wyobrażenie sobie, w co ten proces się przekształci w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat. Nie mniej jednak rozmowie i rozmyślaniom na ten temat warto poświęcić trochę wysiłku chociażby z tego względu, że w ten sposób można przynajmniej sobie uświadomić, że te zmiany rzeczywiście zachodzą.

A więc ruszajmy :)

Szczerze Wasz,


Racjonalny Katolik


Powrót do bloga