O inwalidztwie duchowym

Dziś porozmawiamy sobie o inwalidztwie duchowym, któremu w tej lub innej mierze wszyscy ulegamy. Lecz by odpowiedzieć sobie na pytanie, czym jest niepełnosprawność w świecie ducha, musimy najpierw odpowiedzieć na pytanie, czym jest zło.

Współcześni często myślą, że zło jest czymś osobnym lub przeciwnym do dobra. Nie jest to jednak prawda. Zło jest jedynie brakiem (niedoborem, niekompletnością) dobra. Przykładowo, złą rzeczą będzie taka rzecz, która jest niekompletna z punktu widzenia jej istoty czy przeznaczenia. Na przykład, rower bez kół lub samolot bez skrzydeł będą odpowiednio złym rowerem lub złym samolotem, bo nie są w stanie spełniać swoich podstawowych funkcji (czyli odpowiednio jeździć lub latać). Przytoczona definicja zła w wymiarze materialnym w takiej samej mierze jak rzeczy nieożywionych, dotyczy również istot żywych. Na przykład złem (który zwiemy chorobą, uszczerbkiem lub niepełnosprawnością) jest brak w zdrowiu, a więc ubytek lub zaburzenie w normalnych funkcjach zdrowotnych. Tak samo złym będzie dokument, w którym zabrakło kilku stron po wydruku; złą będzie koszula, w której zabrakło guzików; droga, w której zabrakło równomiernie położonego asfaltu i tak dalej. Co byśmy nie wzięli jeśli chodzi o rzeczy materialne, włącznie ze złożonymi systemami lub nawet wielomiliardowymi układami komórek zwanych organizmami – to brak składowych lub elementów w strukturze, który uniemożliwia pełnowartościowe wykorzystanie lub funkcjonowanie tej rzeczy, systemu lub organizmu stanowi o tym, że ta konkretna rzecz/system/organizm są złe/chore/niepełnosprawne/zepsute/złamane/wadliwe itp.

Tylko odrobinę bardziej złożoną jest sytuacja ze złem moralnym. Otóż również w tym przypadku mówimy o złu wtedy, kiedy mamy do czynienia w brakiem (niedoborem, niekompletnością). Z tym jedynie zastrzeżeniem, że w tym przypadku chodzi o brak cnót objawiający się złymi uczynkami, to jest kierowaniem się pożądliwościami ciała, a nie siłą ducha. Przykładowo, brak cnoty umiarkowania skutkuje obżarstwem, które obiektywnie jest złe dla osoby, która mu ulega. Brak cnoty męstwa skutkuje tchórzostwem, brak cnoty sprawiedliwości skutkuje krzywdzącą innych niesprawiedliwością, brak roztropności przekłada się na głupie zachowanie, brak skromności powoduje pychę, zarozumialstwo i wyniosłość, brak łagodności – zapalczywość i gniew, brak wierności prawdzie – kłamliwość i zdradę… Jednym słowem, brak cnoty jest powodem bycia złym, które to zło polega na postępowaniu według pożądliwej cielesności, zamiast według wskazówek ducha. Zwracam jednak przy tym uwagę, że obżarstwo, zapalczywość itd. – nie biorą się znikąd i nie istnieją same z siebie, a są jedynie skutkiem niedoboru (braku) w rzeczach, które w człowieku być powinny (bo każdy z nas przecież czuje, że powinien być umiarkowanym, roztropnym, mężnym, łagodnym, skromnym i tak dalej).

Z tego punktu widzenia więc człowiek moralnie „zły” jest tak samo „zły”, jak i człowiek pozbawiony, dajmy na to, jakiejś kończyny – bowiem w obu przypadkach jest on „niepełnosprawny” w tym sensie, że brakuje mu jakiegoś istotnego składnika do pełni zdrowia – czyli stanu, w którym wszystkie jego składowe i członki, w tym duchowe, spełniałyby swoje przeznaczenie w pełni. Dlatego z całą odpowiedzialnością twierdzę, że o złych ludziach powinno się myśleć w zasadzie w taki sam sposób jak o osobach niepełnosprawnych lub chorych. Jeśli ktoś jest skończonym egoistą, to jest tak dlatego, że brakuje mu miłości do bliźnich, a nie dlatego, że jest wypełniony egoizmem. Może też nikt go nie nauczył nigdy, że dawanie daje więcej szczęścia niż branie; nie pokazał, że „opłaca się” być dobrym ku ludziom, bo zapewnia to ostatecznie więcej radości i poczucia sensu, niż gdy myśli się tylko o sobie.

Jest jednak istotna różnica w odpowiedzialności pomiędzy niepełnosprawnym w sensie fizycznym, a niepełnosprawnym w sensie duchowym. Otóż o ile ktoś sam siebie nie okaleczy specjalnie, pozbywając się kończyny na przykład w obawie przed pójściem do wojska lub w nadziei na wielkie odszkodowanie od ubezpieczyciela – to nie mówimy raczej o „winie” takiej osoby. Kończyny się traci w różnych okolicznościach, - głównie w nieszczęśliwych wypadkach lub na wojnie, i osoba, której przydarza się taka tragedia – rzeczywiście rzadko jest utracie tej kończyny „winna” w sposób bezpośredni. Nieco inaczej sprawa wygląda z „niepełnosprawnością duchową”, jaką jest brak lub niedobór jakiejś cnoty w człowieku. Mianowicie, śmiem twierdzić, że każdy człowiek, nawet taki, który na ten moment jest skostniałym egoistą, ma obowiązek, w oparciu o rozeznanie własnego sumienia, jednak dążyć ku doskonałości. Tak, to prawda, że nie da się za pstryknięciem palcami stać się z dnia na dzień kochającym Boga i bliźnich osobnikiem, wypełnionym w duchu po brzegi dobrocią, łagodnością, mądrością oraz innymi cnotami. Ale każdy z nas może jednak przynajmniej prawdziwie chcieć takim być. Dla przykładu, spotkałem w swoim życiu już ludzi, którzy w przepływie szczerości skarżyli się na to, że nie mają w swoim życiu daru wiary, którą może i chcieliby mieć, ale z jakiegoś powodu nie jest im ona dana. Co jednak istotne – żaden z tych ludzi nie prosił przy tym w duchu Boga o dar wiary, woląc zamiast tego raczej obwiniać Boga o to, że jest wybiórczy i niesprawiedliwy, niż siebie o to, że jest się roszczeniowym i niepokornym.

W tym więc sensie dochodzimy do ostatecznego wniosku o „niepełnosprawności duchowej”, którą jest brak lub niedobór cnót w każdym z nas. Mianowicie, każdemu z nas zdarza się być egoistą, zapalczywcem, obżarciuchem itp. Równocześnie, jak to napisał św. Paweł, „Nie umiem bowiem pojąć tego, co czynię. Nie czynię tego, co chcę, lecz to czynię, czego nienawidzę.” (Rzy 7, 15). O tyle o ile każdy z nas ma takie podejście do stanu bycia złym – czyli jeśli nienawidzi swój niedoskonały stan i pragnie zmiany, to jest to sytuacja pełna nadziei. Jest ratunek dla takiego człowieka, który nienawidzi własnej grzeszności i niedoskonałości. Zupełnie jednak nie jest zrozumiałym stan, w którym człowiek z lubością jest przywiązany do swojego upadłego stanu i nawet nie myśli o tym, by cokolwiek w swoim wnętrzu zmieniać. To jest bowiem tak, jakby ktoś, kto jest niepełnosprawnym z powodu braku kończyn, będąc przywiązanym do wózka inwalidzkiego – nie pragnął tego wózka inwalidzkiego w ogóle opuścić. Właśnie do takiego człowieka jest podobny człowiek, któremu brakuje cnót, a równocześnie nie pragnący je w sobie rozwijać lub uzupełniać.

Jasna rzecz, że cnota jest darem Ducha Świętego, który to dar, jak każdy dar, Duch Boży wręcza temu, komu zechce. Z drugiej strony na pewno nikomu, kto Go w dobrym prosi, Bóg nie odmawia. Wystarczy tylko chcieć i rzeczywiście szczerze Boga o cnoty prosić.

Toteż życzę nam wszystkim, byśmy się nie wahali przed opuszczeniem duchowego inwalidzkiego wózka. Doprawdy, szczęśliwy jest ten, kto pragnie cnót od Boga i Go o nie prosi. Nie wierzycie? Zachęcam by chociaż zechcieć i spróbować.

Szalom!