O soli ziemi

„Wy jesteście solą dla ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.” (Mt 5, 13).

 

Rozmyślając nad tym fragmentem, warto się zastanowić, jakie są podstawowe funkcje soli? Znamy kilka, na przykład:

1.     Wzmocnienie smaku jedzenia. Ludzie dość wcześnie zauważyli, że biały proszek znany współczesnym chemikom pod postacią NaCl ma niezwykłe właściwości wydobywania smaku z wydawałoby się nawet niesmacznych potraw. Dlatego sól dość wcześnie zaczęto wysoko cenić. Warto też zaznaczyć, że wcale nie potrzeba dużych ilości soli, by wzmocnić smak danej potrawy.

2.     Soląc jedzenie, ludzie szybko dostrzegli też jej konserwujące właściwości. W warunkach braku lodówek to właśnie sól była podstawową substancją konserwującą mięso, ryby oraz inne potrawy. Chorobotwórcze bakterie nie mają szans na to, by się rozwijać w soli.

3.     Sól ma też funkcję „jątrzenia” czy „drażnienia”. Posolenie otwartej rany czy bycie „solą w oku” – to nie są rzeczy, które kojarzą się z przyjemnością.

4.     Wreszcie, we współczesnym przemyśle bez soli nie da się przygotować nawozów, uzdatnić wodę, wyprodukować mydła czy szkła. Sól, choć niezwykle tania, bierze udział w przygotowywaniu znacznie droższych od siebie produktów, które bez niej zwyczajnie nie mogłyby powstać.

 

Ponadto zauważono też antypoślizgowe i rozpuszczające właściwości soli, dzięki czemu „techniczną” sól faktycznie wykorzystuje się w celu posypywania naszych dróg w okresie zimowym.

 

Tymczasem współcześni chrześcijanie jakże często chcieliby zostać cukrem, a nie solą, zupełnie nie otwierając się na tę tożsamość, którą daruje nam Chrystus. Zamiast „dodać smaku” własnemu środowisku, wydobywając jego naturalne zalety w postaci talentów czy dobrych skłonności ludzi w otoczeniu, „słodzi się” tym ludziom, tak naprawdę schlebiając komuś, kto nie koniecznie żyje w Prawdzie.

 

Zamiast konserwować wartości, wolą przekazywać ludziom słodką, lecz fałszywą naukę o tym, że wystarczy być przyzwoitym i „dobrym” człowiekiem, by wejść do Nieba. I to mimo, że Jezus Sam naucza, że „nikt nie jest dobry, tylko Sam Bóg” (vide Mk 10, 18).

 

Zamiast pobudzać ludzi ku poszukiwaniu Prawdy, skłaniając ich do opuszczenia strefy własnego komfortu, tak naprawdę cukruje się ile wlezie nieskończonej liczbie egoistów, wcale nie pobudzając do rozwoju, tylko cementując przeciętność i bylejakość.

 

No i wreszcie, zamiast służyć ludziom w otoczeniu, poświęcając się dla szerzenia Królestwa Niebieskiego, unosimy się dumą, uważając się za tych lepszych, bo z pewnością bardziej dobrych, otwartych, progresywnych i nowoczesnych. Zupełnie przy tym nie dostrzegamy, że postępując w ten sposób tuczymy jedynie własną pychę, a cukrowanie chrześcijaństwa nie wynika wcale z miłości do Boga i dostrzeżenia własnej nikczemności na tle Jego ofiary, lecz z chęci przypodobać się sobie samemu i otoczeniu.

 

I w ten oto sposób to, co ma być solą ziemi, - wietrzeje. Dlatego im bardziej Kościół będzie chciał się przemienić w cukier, tym prędzej spotka go jedynie los materiału technicznego, deptanego przez ludzi tego świata…



Powrót do bloga